Mój bloog to nie tylko własne przeżycia, ale też wspomnienia, przemyślenia dotyczące bieżących spraw. Pragnę, odkrywając przed innymi to, co mnie boli, interesuje, frapuje, zachęcić innych do wymiany poglądów, tudzież doświadczeń w prezentowanych tematach. Mam już bagaż doświadczeń życiowych, a jako świeżo emerytowany nauczyciel między pięćdziesiątką a sześćdziesiątką, czuję sie jeszcze potrzebny. Jestem już dziadkiem, choć na takiego nie wyglądam. Zajmuję się pszczelarzeniem, malowaniem, teatrem, pisaniem oraz działką. Parałem się też pracą samorządową, ale obecnie wyborcy zaproponowali mi czteroletni wypoczynek, dlatego też mam czas dla wszystkich, którym moje towarzystwo będzie miłe.

26 grudnia, 2017

Czas strachu, łez i nadziei (cd.) II - 21 grudnia 2008

 II.
 
PRZESŁUCHANIE
  

       Zajechaliśmy wpierw pod budynek Komendy Miejskiej MO, w którym załatwiono jakieś formalności. Prawdopodobnie miała w nim swoją siedzibę również Służba Bezpieczeństwa. Panowie rozpłynęli się, w ciemności, pozostawiając mnie pod opieką mundurowego.
       Przemierzając wymarłe uliczki tego starego, nadsańskiego grodu, podążałem z moim „opiekunem" pod górkę, objuczony skórzaną teczką i płóciennym workiem z rzeczami osobistymi. Zmierzaliśmy do innego budynku, w którym - jak się później okazało - miałem spędzić dwie noce jako aresztant.
       - Nie chciałem panu mówić przy tych esbekach. - odezwał się do mnie mundurowy - W samochodzie musiałem z panem inaczej rozmawiać ze względu na nich. Jestem Roman O., brat Andrzeja ( z pewnych względów, nie wszystkie nazwiska podaję w pełnym brzmieniu. Andrzej był szefem „Solidarności" w jednym z wiodących zakładów przemysłowych i członkiem Zarządu MZK „S"- przyp. T.P.). On i szef MZK ukrywają się. Zdążono ukryć wasz sztandar. W czasie pacyfikacji biura znaleziono tylko drzewce. Będzie pan wywieziony do Uherc. To jest ta Nowa Wieś. Tam są już wszyscy, internowani trzynastego. Teraz będzie pana przesłuchiwał kpt. Dembski. Niech pan z nim nic nie rozmawia, bo to stary stalinowiec. Najlepiej milczeć. No niech pan się trzyma. Może to wszystko nie potrwa długo.
        Ta krótka rozmowa w jakiś sposób uspokoiła mnie, a tak przyjazna postawa tego podporucznika milicji uświadomiła mi, że nie wszyscy po tamtej stronie są draniami.
         Weszliśmy do budynku. Dyżurny milicjant sprawdził jakiś dokument podany przez mojego „konwojenta" i skierował nas do dużego pomieszczenia na pierwszym piętrze. Tu czekał już na mnie kpt. Dembski, któremu zostałem przekazany. Z podkasanymi rękawami rozpiętej bluzy munduru „moro", bez pasa, sprawiał wrażenie oprawcy czekającego na swoja ofiarę. Widać było po jego wyglądzie i zaczerwienionych z niewyspania zapewne, stalowych oczach, że przed chwilą uciął sobie drzemkę. Miał złe spojrzenie.
       - Wyładować wszystko, opróżnić kieszenie! - warknął przez zaciśnięte zęby - Zdjąć zegarek, pasek od spodni, sznurowadła!
        Wykonywałem posłusznie wszystkie polecenia, kładąc po kolei osobiste rzeczy na stole. Po spisaniu ich przez obecnego sierżanta, musiałem wszystko spakować jeszcze raz do skórzanej teczki i płóciennej torby, podpisać listę i trzymając spodnie w garści, patrzeć, jak sierżant wszystkie moje manele gdzieś wynosi. Został mi tylko ciężki, sukienny, długi płaszcz, tzw. „bunda" - jak się później okazało, bardzo przydatny w czasie mojego internowania.
       -Siadać! - znowu warknął Dembski, wskazując krzesło przy stole pod ścianą . Sam przysiadł na skraju stołu i zaczął mi powtarzać to samo, co już słyszałem w samochodzie, że „ekstrema" zmusiła ...itd. Pomny przestrogi, milczałem dłuższy czas, bębniąc tylko palcami w blat stołu. Jednak, gdy dotknął sprawy Kościoła, oskarżając go o popieranie „ekstremy", nie wytrzymałem i przerywając mu wywód, wspomniałem, że przecież prymas Glemp, jak i wcześniej prymas Wyszyński robili wszystko, by łagodzić wszelkie napięcia. Chciałem właśnie nawiązać do ostatniego spotkania u prymasa Glempa, ale rozsierdzony Dembski, nachylając się nade mną, dosłownie pieniąc się z wściekłości, krzyknął: - Ja, gdybym mógł, to tego Wyszyńskiego dawno kazałbym rozstrzelać!   
- Na szczęście, nie mógł pan - odparłem z dziwnym dla mnie samego spokojem i zdrętwiałem, gdy zobaczyłem jego pełne wściekłości oczy. Spodziewałem się uderzenia, ale on tylko zerwał się, zawołał funkcjonariusza i kazał odprowadzić mnie do aresztu. 

Czas strachu, łez i nadziei (cd.)

niedziela, 21 grudnia 2008 0:44

1 komentarz:

  1. Komentarze do wpisu
    Skocz do dodawania komentarzy

    dodano: 23 stycznia 2015 20:11

    Wyborny blog!

    autor Ryta

    blog: http://tinyurl.com/qcs3f5d
    dodano: 21 grudnia 2008 23:51

    Dziękuję Krystyno. Sądzę, że z wpisami komentarzy już wszystko unormowało się.
    Tak, przygotowuję tekst do wydania. To przepisuję z rękopisu i na bieżąco dokonuję korekty, choć widzę, że jeszcze trzeba będzie nadać temu inną formę. Traktuję to zatem jako szkic. Chce wejść w kontakt z IPN, tylko wydanie IPN-owskie powinno mieć charakter bardziej dokumentarny, a ja mam "skłonności" inne. Pozdrawiam, Tomasz

    autor tpetry

    blog: Przedspiew
    dodano: 21 grudnia 2008 22:49

    Tomaszu, powinieneś to wydać.
    Zastanawiam się , gdzie jestem - u tego wlaściwego Tomka, co to znany z właściwych pogląddów politycznych, czy u tego drugiego, co zbłądził . . . wśród gwiazd? Na temat ryby , odpowiedziałam u siebie. Pozdrawiam Ciebie i Birutę z violką", stęskniłam się za nimi.Laura.

    autor laura

    blog: krystynar2.bloog.pl

    OdpowiedzUsuń