I.
INTERNOWANIE
Przyjechali po mnie w nocy z 15 na 16 grudnia 1981r., między godziną pierwsza a drugą. Zostałem obudzony przez ostry dźwięk dzwonka. Wcześniej, w półśnie słyszałem jakieś odgłosy zajeżdżającego samochodu, miażdżonej przez koła śnieżnej zmarzliny, trzask drzwi wejściowych do klatki schodowej, ale dopiero głos żony: „Tomek, przyszli po ciebie", postawił mnie na nogi.
Było ich pięciu funkcjonariuszy w cywilu, pewnie SB i jeden w mundurze „moro", milicjant w randze podporucznika. To ci, którzy weszli do mieszkania. Za drzwiami, na klatce schodowej jeszcze ktoś był.
Funkcjonariusz mundurowy, po sprawdzeniu, że jestem tym, o kogo im chodziło, kazał mi się ciepło ubrać, zabrać ze sobą niezbędne przybory osobiste. Oświadczył, że na mocy dekretu o stanie wojennym zostaję internowany do Nowej Wsi i że tam ciepły płaszcz na pewno mi się przyda.
Jeden z esbeków, niski, pękaty, o twarzy jak księżyc w pełni - jak się później okazało, kpt. Cyrano i zarazem mój „opiekun", dowódca grupy - prowadził w dużym pokoju dyskusję z moją małżonką, m.in. na temat wizerunku Chrystusa ukrzyżowanego - mojego obrazu wiszącego na ścianie. Przekonywał moją żonę, że taki obraz nie powinien wisieć w mieszkaniu nauczyciela socjalistycznej szkoły. Słyszałem ten fragment rozmowy, gdy wszedłem do pokoju po dokumenty.
Wszystkie czynności związane z pakowaniem rzecz, będąc pod stałym nadzorem przyglądających się temu funkcjonariuszy SB, wykonywałem chaotycznie. Umysł miałem zupełnie skołowaciały, nie wiedziałem, co mnie czeka. Różne myśli kotłowały mi się w głowie: jak zachowam się podczas przesłuchania; a co będzie, gdy zaczną bić (tego obawiałem się najbardziej); co by się stało, gdybym na zewnątrz wyrwał się i zaczął uciekać?...
Pożegnałem się tylko z żoną i z teściową. Obie miały łzy w oczach, ale nie lamentowały. Dwójki dzieci - siedmioletniego Bartka i trzyletniej Kasi postanowiłem nie budzić. Panowie wyraźnie śpieszyli się.
Kazano mi wsiąść do poloneza, na tylne siedzenie. Obok mnie usadowili się mundurowy i jeden z cywilów. Ruszyliśmy. Kapitan Cyrano siedział obok kierowcy i co chwilę, odwracając do tyłu głowę, na przemian z mundurowym oskarżali „Solidarność" o wszystkie niecne sprawy. Faktycznie - jak twierdzili - ruch ten podobał im się, ale „ekstrema" wypaczyła ideały związku zawodowego, robiła zamieszanie w zakładach pracy i strajki, które zagrażały gospodarce; żądania „ekstremy" były niebezpieczne, zagrażały ustrojowi i sojuszom; „ekstrema" przygotowała listę komunistów, uczciwych Polaków, do wieszania, do likwidacji i dlatego generał Jaruzelski, aby ratować Polskę, wprowadził stan wojenny...
Starałem się milczeć i nie podejmować dyskusji, choć język aż świerzbiał, aby im odparować kontrargumentami. Jednak zdrowy rozsądek nakazywał milczeć, zwłaszcza, że zbliżaliśmy się do Przemyśla, pierwszego -jak się potem okazało - etapu mojego internowania.
Komentarze do wpisu
OdpowiedzUsuńSkocz do dodawania komentarzy
dodano: 21 grudnia 2008 22:53
Wpisywałam się tu, pojawił sie napis , że komentarz dodany, a nie ma. Co dzieje się? do tekstu - dobrze, ze o tym piszesz. Pozdrawiam - Krysytyna. Wyżej było podobnie, też się nie pojawia...
autor laura
blog: krystynar2.bloog.pl