A gdy nadejdzie jesień życia , czyli : człowiek stary w rodzinie (cz.2)
„Miłosierdzie względem ojca nie pójdzie w zapomnienie,
w miejsce grzechów zamieszka u ciebie,
w dzień utrapienia wspomni się o tobie,
jak szron w piękną pogodę, tak rozpłyną się twoje grzechy” (Mdr Syr3,14-15)
Nie będę tu odkrywał niczego nowego. Problem starości poruszony w poprzednim artykule jest wiecznie aktualny i – jak pisałem wcześniej – dotknie każdego z nas. Rzecz w tym, by do jej godnego przeżywania przygotowywać się wcześniej. Przygotowywać siebie i swoich najbliższych, bowiem ich udział w naszej starości będzie istotny.
Starość zazwyczaj wiąże się z niedomaganiem umysłu i ciała. Nasze szare komórki mózgowe – te odpowiedzialne za rejestrowanie , kojarzenie zdarzeń, zapamiętywanie i logiczne myślenie - powoli zanikają . Jest to proces naturalny, aczkolwiek jego następowanie uzależnione jest w dużym stopniu od trybu naszego życia, sposobu odżywiania się , przebytych chorób (słodycze, używki, brak ruchu ten proces znacznie przyśpieszają). Zaczynamy więc zapominać, pytać po kilka razy o to samo, powtarzać jakieś informacje w niewielkich odstępach czasu. Więcej pamiętamy z dalekiej przeszłości, niż z niedawnych zdarzeń. Nasz słuch jest już przytępiony, więc mamy trudności ze zrozumieniem innych , bowiem niektóre spółgłoski , zwłaszcza te bezdźwięczne lub w wygłosie (kończące słowo) nie docierają do nas i słyszymy „dziurawe” lub niedokończone wyrazy, zdania . Mamy również problem z wypowiadaniem się, bowiem zaczyna brakować zapomnianych określeń, a i głos nam gdzieś zanika. To powoduje poważny dyskomfort wyłączający nas stopniowo z życia towarzyskiego. Opuszczają nas powoli siły, z czasem stajemy się coraz bardziej niedołężni, coraz częściej wymagamy pomocy innych w różnych sytuacjach codziennego życia. Jeżeli jeszcze możemy poruszać się o własnych siłach i sami wykonać wokół siebie codzienny obrządek (mycie się , jedzenie, czynności fizjologiczne), to pół biedy. Gorzej, gdy przyplącze się choroba , która przykuje nas do łóżka i gdy będziemy w znacznym stopniu uzależnieni od najbliższych, którzy będą musieli obsługiwać nas prawie we wszystkim – od karmienia, po mycie , przebieranie, etc. Zwłaszcza czynności wokół naszych potrzeb fizjologicznych , gdzie przełamana musi zostać bariera wstydu z naszej strony i osoby nas obsługującej, stają się przyczyną dyskomfortu psychicznego.
Często w opowieściach znajomych, w literaturze, w filmach spotykamy się z problemem ludzi starszych w rodzinie. Funkcjonują też pewne stereotypy wzajemnych relacji między staruszkami a ich rodziną. „Dziadek, babka - słyszy się nieraz - są nie do wytrzymania. Już mi nerwy puszczają”. To prawda, często takie trudne sytuacje w rodzinach wielopokoleniowych mają miejsce. Są jednak i takie rodziny, w których mimo trudności związanych z przeżywaniem starości kogoś najbliższego, takie stwierdzenia nie padają, gdyż właśnie owi „dziadek i babka” przeżywają swoją starość pogodnie i spokojnie, starając się nie sprawiać swoim najbliższym wielu problemów. Nasze sytuacje życiowe potwierdzają zatem jedne stereotypy i stanowią zaprzeczenie innych . Istnieje bardzo obszerna literatura naukowa z dziedziny medycyny, psychologii, pedagogiki, socjologii , dotycząca tego zagadnienia, po którą warto sięgnąć, by zrozumieć problem ludzi starych.
Doświadczając samemu tego wszystkiego, co wiąże się z obecnością seniorów w rodzinie, a także wsłuchując się w głosy znajomych i przyjaciół, uczę się tego, jak postępować z najbliższymi mi osobami - teraz, gdy oczekują one ode mnie wsparcia i … w niedalekiej przyszłości, gdy to ja wsparcia będę oczekiwał od moich dzieci i wnuków.
Rozumiem doskonale tych , którzy z problemem starości w rodzinie nie mogą sobie poradzić, którzy są rzeczywiście u kresu wytrzymałości psychicznej i fizycznej( bo i tak często jest) . Każdy przypadek jest inny, zależny od wielu czynników, dlatego daleki jestem od wyrokowania i osądzania.
Moją intencją jest uczulenie na problem i skłonienie młodszych i zdrowych członków rodziny, gdy jest źle, do spojrzenia nań z innej perspektywy. Tę perspektywę wyznaczają nam przede wszystkim wiara i miłość. Wierzę, że ten staruszek, ta staruszka nadal są osobami drogimi Bogu, że ich obecność w moim życiu, związana nawet z niedogodnościami, dyskomfortem, jest mi przez Niego „zadana”. Mój stosunek do tych osób jest więc niejako sprawdzianem wierności temu, co wyznaję jako chrześcijanin, a jednocześnie mego zaufania Panu Bogu. Poza tym, nie przestałem nagle kochać dlatego , że ta osoba jest już niedołężna, głucha, cierpi na demencję starczą ze wszystkimi tego objawami jak: zdziecinnienie, złe nastroje , zrzędliwość , upór , dziwne zachowania, dokuczliwość, etc. To nadal jest mój dziadzio, ojciec, to nadal jest moja babcia, czy mama, teściowa , teść ; to osoby, które mnie kochały, poświęcały mi swój czas , zdrowie i wszystko co najdroższe, gdy ja jako dziecko byłem zdany na ich opiekę. Teraz po prostu spłacam dług, stając się ich podporą w starości.
W relacjach z „wiekowymi” członkami rodziny w domu na pewno pojawiają się trudne chwile. Często jest tak, że osoba starsza, dotknięta już poważnie zaawansowaną demencją, staje się szczególnie przykra dla najbliższego członka rodziny - np. dla któregoś ze swoich dzieci, co jest dla syna, córki szczególnie bolesnym doświadczeniem. Znam takie sytuacje. Cóż wtedy? Należy przede wszystkim uświadomić sobie, że ta złośliwość , dokuczliwość , czasem też wrogość przejawiająca się agresją słowną, jest efektem zachodzących zmian w mózgu, w psychice, jakichś wewnętrznych wyobrażeń, a nie świadomego działania. Dobrze jest nie odpowiadać tu gniewem , bowiem on ten chory stan potęguje, wzmacnia. Tu potrzebna jest raczej modlitwa o dar wybaczenia doznanej przykrości, o cierpliwość i modlitwa właśnie za tę bliską osobę. Proszę wierzyć, że to pomaga. Znajdujemy wówczas właściwy dystans do tych przykrości; już przestają tak boleć, a jeśli jeszcze podejdziemy do tego z uśmiechem , obrócimy wszystko w żart, wówczas jesteśmy na najlepszej drodze do pozytywnej przemiany we wzajemnych relacjach.
Opiekując się swoimi rodzicami – staruszkami, okazując im serce, miłość, zrozumienie dla ich stanu i potrzeb, zapewniamy jednocześnie sami sobie należny szacunek naszych dzieci i wnuków, ich godziwą opiekę, gdy sami już wejdziemy w okres schyłku naszej jesieni życia.
„Miłosierdzie względem ojca nie pójdzie w zapomnienie,
w miejsce grzechów zamieszka u ciebie,
w dzień utrapienia wspomni się o tobie,
jak szron w piękną pogodę, tak rozpłyną się twoje grzechy” (Mdr Syr3,14-15)
Nie będę tu odkrywał niczego nowego. Problem starości poruszony w poprzednim artykule jest wiecznie aktualny i – jak pisałem wcześniej – dotknie każdego z nas. Rzecz w tym, by do jej godnego przeżywania przygotowywać się wcześniej. Przygotowywać siebie i swoich najbliższych, bowiem ich udział w naszej starości będzie istotny.
Starość zazwyczaj wiąże się z niedomaganiem umysłu i ciała. Nasze szare komórki mózgowe – te odpowiedzialne za rejestrowanie , kojarzenie zdarzeń, zapamiętywanie i logiczne myślenie - powoli zanikają . Jest to proces naturalny, aczkolwiek jego następowanie uzależnione jest w dużym stopniu od trybu naszego życia, sposobu odżywiania się , przebytych chorób (słodycze, używki, brak ruchu ten proces znacznie przyśpieszają). Zaczynamy więc zapominać, pytać po kilka razy o to samo, powtarzać jakieś informacje w niewielkich odstępach czasu. Więcej pamiętamy z dalekiej przeszłości, niż z niedawnych zdarzeń. Nasz słuch jest już przytępiony, więc mamy trudności ze zrozumieniem innych , bowiem niektóre spółgłoski , zwłaszcza te bezdźwięczne lub w wygłosie (kończące słowo) nie docierają do nas i słyszymy „dziurawe” lub niedokończone wyrazy, zdania . Mamy również problem z wypowiadaniem się, bowiem zaczyna brakować zapomnianych określeń, a i głos nam gdzieś zanika. To powoduje poważny dyskomfort wyłączający nas stopniowo z życia towarzyskiego. Opuszczają nas powoli siły, z czasem stajemy się coraz bardziej niedołężni, coraz częściej wymagamy pomocy innych w różnych sytuacjach codziennego życia. Jeżeli jeszcze możemy poruszać się o własnych siłach i sami wykonać wokół siebie codzienny obrządek (mycie się , jedzenie, czynności fizjologiczne), to pół biedy. Gorzej, gdy przyplącze się choroba , która przykuje nas do łóżka i gdy będziemy w znacznym stopniu uzależnieni od najbliższych, którzy będą musieli obsługiwać nas prawie we wszystkim – od karmienia, po mycie , przebieranie, etc. Zwłaszcza czynności wokół naszych potrzeb fizjologicznych , gdzie przełamana musi zostać bariera wstydu z naszej strony i osoby nas obsługującej, stają się przyczyną dyskomfortu psychicznego.
Często w opowieściach znajomych, w literaturze, w filmach spotykamy się z problemem ludzi starszych w rodzinie. Funkcjonują też pewne stereotypy wzajemnych relacji między staruszkami a ich rodziną. „Dziadek, babka - słyszy się nieraz - są nie do wytrzymania. Już mi nerwy puszczają”. To prawda, często takie trudne sytuacje w rodzinach wielopokoleniowych mają miejsce. Są jednak i takie rodziny, w których mimo trudności związanych z przeżywaniem starości kogoś najbliższego, takie stwierdzenia nie padają, gdyż właśnie owi „dziadek i babka” przeżywają swoją starość pogodnie i spokojnie, starając się nie sprawiać swoim najbliższym wielu problemów. Nasze sytuacje życiowe potwierdzają zatem jedne stereotypy i stanowią zaprzeczenie innych . Istnieje bardzo obszerna literatura naukowa z dziedziny medycyny, psychologii, pedagogiki, socjologii , dotycząca tego zagadnienia, po którą warto sięgnąć, by zrozumieć problem ludzi starych.
Doświadczając samemu tego wszystkiego, co wiąże się z obecnością seniorów w rodzinie, a także wsłuchując się w głosy znajomych i przyjaciół, uczę się tego, jak postępować z najbliższymi mi osobami - teraz, gdy oczekują one ode mnie wsparcia i … w niedalekiej przyszłości, gdy to ja wsparcia będę oczekiwał od moich dzieci i wnuków.
Rozumiem doskonale tych , którzy z problemem starości w rodzinie nie mogą sobie poradzić, którzy są rzeczywiście u kresu wytrzymałości psychicznej i fizycznej( bo i tak często jest) . Każdy przypadek jest inny, zależny od wielu czynników, dlatego daleki jestem od wyrokowania i osądzania.
Moją intencją jest uczulenie na problem i skłonienie młodszych i zdrowych członków rodziny, gdy jest źle, do spojrzenia nań z innej perspektywy. Tę perspektywę wyznaczają nam przede wszystkim wiara i miłość. Wierzę, że ten staruszek, ta staruszka nadal są osobami drogimi Bogu, że ich obecność w moim życiu, związana nawet z niedogodnościami, dyskomfortem, jest mi przez Niego „zadana”. Mój stosunek do tych osób jest więc niejako sprawdzianem wierności temu, co wyznaję jako chrześcijanin, a jednocześnie mego zaufania Panu Bogu. Poza tym, nie przestałem nagle kochać dlatego , że ta osoba jest już niedołężna, głucha, cierpi na demencję starczą ze wszystkimi tego objawami jak: zdziecinnienie, złe nastroje , zrzędliwość , upór , dziwne zachowania, dokuczliwość, etc. To nadal jest mój dziadzio, ojciec, to nadal jest moja babcia, czy mama, teściowa , teść ; to osoby, które mnie kochały, poświęcały mi swój czas , zdrowie i wszystko co najdroższe, gdy ja jako dziecko byłem zdany na ich opiekę. Teraz po prostu spłacam dług, stając się ich podporą w starości.
W relacjach z „wiekowymi” członkami rodziny w domu na pewno pojawiają się trudne chwile. Często jest tak, że osoba starsza, dotknięta już poważnie zaawansowaną demencją, staje się szczególnie przykra dla najbliższego członka rodziny - np. dla któregoś ze swoich dzieci, co jest dla syna, córki szczególnie bolesnym doświadczeniem. Znam takie sytuacje. Cóż wtedy? Należy przede wszystkim uświadomić sobie, że ta złośliwość , dokuczliwość , czasem też wrogość przejawiająca się agresją słowną, jest efektem zachodzących zmian w mózgu, w psychice, jakichś wewnętrznych wyobrażeń, a nie świadomego działania. Dobrze jest nie odpowiadać tu gniewem , bowiem on ten chory stan potęguje, wzmacnia. Tu potrzebna jest raczej modlitwa o dar wybaczenia doznanej przykrości, o cierpliwość i modlitwa właśnie za tę bliską osobę. Proszę wierzyć, że to pomaga. Znajdujemy wówczas właściwy dystans do tych przykrości; już przestają tak boleć, a jeśli jeszcze podejdziemy do tego z uśmiechem , obrócimy wszystko w żart, wówczas jesteśmy na najlepszej drodze do pozytywnej przemiany we wzajemnych relacjach.
Opiekując się swoimi rodzicami – staruszkami, okazując im serce, miłość, zrozumienie dla ich stanu i potrzeb, zapewniamy jednocześnie sami sobie należny szacunek naszych dzieci i wnuków, ich godziwą opiekę, gdy sami już wejdziemy w okres schyłku naszej jesieni życia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz