W rocznicę
Czarne ptaki, duże czarne ptaki nieustannie towarzyszą człowiekowi. Są na naszych podwórkach, na naszych polach, gnieżdżą się na szczytach drzew. Za dnia, pojedyncze osobniki, bez wzgledu na pogodę siedzą: to na gałęzi drzewa , to na antenie telewizyjnej , to na jakimś słupie - obserwatorzy naszej codziennej krzątaniny i śmietników. Wystarczy rzucić jakąś skórkę, kęsek, a już z różnych stron spływają na ziemię - wpierw najbliżsi "obserwatorzy", a za nimi reszta, z dalszego obszaru. Czasem wywiązuje się między nimi walka, którą wygrywa najsprytniejszy i wówczas on staje się posiadaczem i konsumentem smakowitego kęska, dopóki inny, jeszcze bardziej sprytny, podstępnie mu go nie odbierze. Pod wieczór, wraz z nieustannie towarzyszacymi im mniejszymi kuzynkami kawkami, zlatują się do parku, zagajnika, obsiadając szczyty wysokich drzew niczym czarne liście i przekrzykując się rozdartym krakaniem, ustalają moment odlotu na nocny spoczynek. Co jakiś czas, niczym oklaski dla "mówcy" rozlega się łopot setek, tysięcy czarnych skrzydeł, który, przechodząc falą z jednego skraju parku na drugi, nagle ucicha. I tak kilka razy. W tym czasie dolatują jeszcze jacyś "maruderzy" z bardziej odległych pól. Następuje moment ciszy przeplatanej pojedynczym "czkaniem" kawek i wreszcie, jakby na czyjś sygnał, szczyty drzew ożywają wrzaskiem połączonym z furkotem skrzydeł. "Czarne liście" wzbijają się kolejno z gałęzi i zasnuwając ciemniejące niebo krzyczacą ławicą, odpływają do niedalekiego lasu na nocny spoczynek
Lubię obserwować te ptaki, zwane popularnie wronami, choć wronami w rzeczywistości nie są, tylko gawronami. Wrony prawdziwe, o popielato-czarnym upierzeniu, w rejonie mojego zamieszkania nie występują, dlatego też te właśnie gawrony, bezpłatni czyściciele naszych śmietników, uchodzą za wrony. Podziwiam je za osobliwe piękno, mimo pozornej pokraczności, za spryt, pomysłowość w zdobywaniu pożywienia, za mądrość.
Wrony - obojętnie - te właściwe, czy też opisane przeze mnie, są bohaterkami powieści, dramatów, poezji, nawet filmów. Niesłusznie są symbolem żarłoctwa, prostactwa, głupoty. Niesłusznie, bowiem te przypisane im cechy są nieprawdziwe i krzywdzące.
Jaki związek mają one z rocznicą, którą właśnie dziś obchodzimy? A no taki, że 13 grudnia "roku pamiętnego" stały sie złym symbolem junty wojskowej, której skrót WRON skojarzył się natychmiast narodowi z wroną. Stąd właśnie w obozie dla internowanych opozycjonistów zrodziła się piosenka "Zielona Wrona" na melodię znanej okupacyjnej piosenki o słoninie , rąbance, kiełbasie, kaszance, a moja mała córeczka, wracająca z odwiedzin w Uhercach, śpiewała w autobusie zasłyszaną tam inną piosenkę : "Kla, kla kla - wloniśko klakało, a eśbe sialało,- kla kla kla". Ale to dotyczyło "zielonej wrony", choć na podziemnej grafice funkcjonowała czarna, czyli gawron.
Czarne ptaki, duże czarne ptaki nieustannie towarzyszą człowiekowi. Są na naszych podwórkach, na naszych polach, gnieżdżą się na szczytach drzew. Za dnia, pojedyncze osobniki, bez wzgledu na pogodę siedzą: to na gałęzi drzewa , to na antenie telewizyjnej , to na jakimś słupie - obserwatorzy naszej codziennej krzątaniny i śmietników. Wystarczy rzucić jakąś skórkę, kęsek, a już z różnych stron spływają na ziemię - wpierw najbliżsi "obserwatorzy", a za nimi reszta, z dalszego obszaru. Czasem wywiązuje się między nimi walka, którą wygrywa najsprytniejszy i wówczas on staje się posiadaczem i konsumentem smakowitego kęska, dopóki inny, jeszcze bardziej sprytny, podstępnie mu go nie odbierze. Pod wieczór, wraz z nieustannie towarzyszacymi im mniejszymi kuzynkami kawkami, zlatują się do parku, zagajnika, obsiadając szczyty wysokich drzew niczym czarne liście i przekrzykując się rozdartym krakaniem, ustalają moment odlotu na nocny spoczynek. Co jakiś czas, niczym oklaski dla "mówcy" rozlega się łopot setek, tysięcy czarnych skrzydeł, który, przechodząc falą z jednego skraju parku na drugi, nagle ucicha. I tak kilka razy. W tym czasie dolatują jeszcze jacyś "maruderzy" z bardziej odległych pól. Następuje moment ciszy przeplatanej pojedynczym "czkaniem" kawek i wreszcie, jakby na czyjś sygnał, szczyty drzew ożywają wrzaskiem połączonym z furkotem skrzydeł. "Czarne liście" wzbijają się kolejno z gałęzi i zasnuwając ciemniejące niebo krzyczacą ławicą, odpływają do niedalekiego lasu na nocny spoczynek
Lubię obserwować te ptaki, zwane popularnie wronami, choć wronami w rzeczywistości nie są, tylko gawronami. Wrony prawdziwe, o popielato-czarnym upierzeniu, w rejonie mojego zamieszkania nie występują, dlatego też te właśnie gawrony, bezpłatni czyściciele naszych śmietników, uchodzą za wrony. Podziwiam je za osobliwe piękno, mimo pozornej pokraczności, za spryt, pomysłowość w zdobywaniu pożywienia, za mądrość.
Wrony - obojętnie - te właściwe, czy też opisane przeze mnie, są bohaterkami powieści, dramatów, poezji, nawet filmów. Niesłusznie są symbolem żarłoctwa, prostactwa, głupoty. Niesłusznie, bowiem te przypisane im cechy są nieprawdziwe i krzywdzące.
Jaki związek mają one z rocznicą, którą właśnie dziś obchodzimy? A no taki, że 13 grudnia "roku pamiętnego" stały sie złym symbolem junty wojskowej, której skrót WRON skojarzył się natychmiast narodowi z wroną. Stąd właśnie w obozie dla internowanych opozycjonistów zrodziła się piosenka "Zielona Wrona" na melodię znanej okupacyjnej piosenki o słoninie , rąbance, kiełbasie, kaszance, a moja mała córeczka, wracająca z odwiedzin w Uhercach, śpiewała w autobusie zasłyszaną tam inną piosenkę : "Kla, kla kla - wloniśko klakało, a eśbe sialało,- kla kla kla". Ale to dotyczyło "zielonej wrony", choć na podziemnej grafice funkcjonowała czarna, czyli gawron.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz