Umierała powoli.
Jeszcze do niedawna intensywnie pracowała, współpracując ze swoimi siostrami. Uwijała się bez opamiętania, chcąc zdążyć przed kolejnym deszczem, by zapełnić obszerne mieszkanie tymi wszystkimi skarbami, których - wiedziała o tym od początku - nie będzie dane jej spożytkować. Ot, dla przyszłych, niezliczonych pokoleń - takich jak ona sama - to robi i dla tych ludzi, którzy kiedyś może wspomną z sympatią o niej i o wielu innych, którym -tak jak jej - przychodzi umierać w samotności, w upale dnia lub chłodzie nocy. To, co było jej siłą, co pozwalało codziennie, wiele razy pokonywać ogromne przestrzenie, dziś odmówiło posłuszeństwa. Już od od niedawna czuła, że siły powoli ją opuszczają, że musi przysiąść na chwilę na murku, na konarze, nawet na chodniku, bądź na trawie. A kiedy przybywała na miejsce, gdy już zapadała noc, to nie było czasu na wypoczynek . Zawsze znalazło się jakieś zajęcie w tym dużym mieszkaniu - chociażby posprzątać, poukładać dobrze to, co w ciagu dnia ona i jej siostry zniosły do domu, posegregować, przetworzyć to i owo, ogrzać niemowlęta. A wszystko to w rytm niezwykłej "modlitwy różańcowej", którą jednym głosem odprawiały wszystkie siostrzyczki. I tak do rana, kiedy pierwsze promienie słońca zaczęły wywoływać do pracy. A dziś tej pracy szczególnie dużo, bowiem pojawił się nowy towar do przeniesienia.
Dzisiaj jednak, kiedy promienie słoneczne zapowiadające piękny, radosny dzień odbiły sie od ściany jej mieszkania, kiedy nastąpiło owo szczególne poruszenie wśród sióstr, oznaczajace początek intensywnej pracy, jej siły odmówiły posłuszeństwa. Nie mogła z siebie wykrzesać owej wczorajszej energii i radości. Nie, nie może odbierac swoim widokiem tej radości innym siostrom, nie może zakłócać rytmu pracy dla wspólnego dobra. Więc, resztkiem sił wyszła na zewnątrz, dość daleko, poza obszerny dom i przysiadła na skraju chodnika w upalnym słońcu, bo już nie miała sił, by skryć się w cieniu. Co raz mijały ją rozpędzone samochody, napawając strachem i "karmiąc" spalinami - tak dalekimi od pięknych woni, którymi dotąd upajała się i po których rozpoznawały ją siostrzyczki. Eh, siostrzyczki - zapracowane tak, że chyba nawet nie spostrzegły jej zniknięcia. I dobrze... przynajmniej nie będą zakłócały sobie rytmu pracy. Tylko to słońce jakoś dziwnie przypieka i.... jak bardzo chce się pić i... jeść. Tego dotąd nie odczuwała, a właściwie nigdy nie myślała o jedzeniu i piciu, pracując intensywnie od świtu do wieczora. Teraz głód i pragnienie stawały sie czymś gorszym od samotności. Czas z jej perspektywy dłużył się niemiłosiernie. Nie przypuszczała, że koniec tak ma wyglądać . Wiedziała jedynie, wiedziona instynktem, że na tę chwilę musi opuścić wszystkie swoje siostry, że nie wolno jej być w tym momencie w mieszkaniu. Konała więc powoli, z owym nasilającym się bolesnym ssaniem w wnętrznościach, tracąc powoli możliwość wykonywania jakichkolwiek ruchów. Jedyne , co mogła jeszcze zrobić, to tylko podkurczyc nogi i stać się taką malutką, jak kiedyś , gdy jako dziecko miała wydostać się ze swojej kolebki. Już przestały dochodzić ją wszelkie odgłosy z zewnątrz. Ogarnęła ją ciemność nieprzenikniona, przestała cokolwiek czuć.
Idący chodnikiem mężczyzna pochylił się nad nią, już martwą. Znał ją i jej siostry, często bowiem korzystał z ich pracy, o której mógłby długo i ciekawie opowiadać. Mówili znajomi, a on temu nie zaprzeczał, że darzył ją i jej siostry szczególną miłością. Niektórzy twierdzili wprost, że to jego kochanki. I temu również nie zaprzeczał. Teraz podniósł ją z chodnika najdelikatniej, jak umiał, z ogromną czułością i żalem. Nic już nie mógł dla niej zrobić, jak tylko złożyć ją tam, gdzie wydawało mu się, że będzie dla niej miejsce najgodniejsze - wśród wiosennych, kwitnących żółto mleczy.
Maja podczas pobierania wody ( zdjęcie z zasobów WP)
niedziela, 06 czerwca 2010 20:49
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz