Dziś będzie o pszczołach.
Maja przy koniczynie
Piszę o moich kochankach nie tylko dlatego, że jesteśmy w trakcie trwającego sezonu pszczelarskiego, ale również z okazji zmian w mojej pasiece. Cały mijający miesiąc poświęciłem przygotowywaniu nowego miejsca pod pasiekę i pracy przy pszczołach. Przedwczoraj wieczorem właśnie przywiozłem ostatni ul z pszczelą rodzinką w nowe miejsce.
Zima w tym roku spowodowała, że dach nad moją pracownią pasieczną zawalił się pod ciężarem topniejącego śniegu i całe pomieszczenie zaczęło mi zalewać. Ponieważ nie udało mi się dojść do porozumienia w sprawie remontu ze zbyt opieszałymi właścicielami posesji, dlatego, po osiemnastu latach pszczelarzenia w tej rodzinnej miejscowości, postanowiłem opuścić to miejsce, zagospodarowane odpowiednimi nasadzeniami miododajnych drzew i krzewów (właśnie w tym roku po raz pierwszy obficie zakwitła lipa, którą onegdaj posadziłem prawie w centrum pasieki).
Nowego miejsca użyczył mi u siebie mój przyjaciel, Andrzej - ten, który organizuje wyjazdy do Łomnej i na Słowację - niedaleko od miasta (15 minut jazdy rowerem). Dostałem do zagospodarowania jedną izbę starego wiejskiego domu na pracownię. Coś tam polepiłem, odmalowałem. Małżonka powiesiła na belce u sufitu zioła (wrotycz, nawłoć, miętę, lawendę, czerwoną jarzębinę). Synowie wraz z wnukiem oraz Andrzej (użyczył mi środka transportu) pomogli mi przewieźć całą pasiekę, którą mam teraz zaraz za oknem. Kiedy robię coś w pomieszczeniu, przez otwarte okno dobiega mnie brzęk uwijających się tysięcy niezmordowanych w swej pracowitości pszczół. Ile radości daje mi ten widok i ten odgłos. Przyglądałem się wczoraj, jak pszczoły robiły oblot , zapoznając się z nowym terenem, jak wybierały kierunek lotu na kwitnącą nawłoć.
W nowym miejscu spotykam sie z ogromną życzliwością całej rodziny Andrzeja. Senior rodu, ojciec Andrzeja codziennie zaskakiwał mnie jakimś gestem świadczacym, że też żyje tym, co się tu, na jego posesji robi: a to powiesił w odmalowanej izbie nowe firanki, potem dał nową lampę, zainstalował gniazdko elektryczne, naprawił drzwi, położył linoleum na posadzkę. Zawsze pyta, czy czegoś jeszcze nie potrzeba.
Ale najwiekszą frajdę mają siostrzenice Andrzeja - Gabrysia, Justynka i najmłodsza Kasia . Służą pomocą i pytają. Przedwczoraj z okna przyglądały się mojej pracy w pasiece. Musiałem z wyjęta ramką pełną pszczół podejść te dwa kroki do okna i pokazać im matkę (królową), trutnie, pszczoły młode i starsze (te już spracowane, które niedługo zakończą swój żywot). Zaciekawiło je szczególnie wygryzanie się z zasklepionych komórek młodych pszczółek i ich pierwsze kroki na plastrze. Wreszcie miła niespodzianka: najstarsza, Gabrysia chce zajrzeć do ula. Musiałem upewnić się wpierw, czy już kiedyś doznała użądlenia. Przyznała, że osy kilkakrotnie ja użądliły i nic jej nie było. Musiała odpowiednio ubrać się , dostała kapelusz z siatką, podkurzacz do ręki i... stanęła nad otwartym ulem. Pszczoły mam spokojne, nieagresywne, więc ryzyko użądlenia było minimalne.
No i zaczęła sie przygoda Gabrysi z pszczołami. Pokazywałem, objaśniałem, a dziewczę zafascynowane tym, co widziało, wyrażało coraz swoje zdziwienie, zachwyt, radość z bezpośredniego kontaktu z pszczołami. Gdy jedna z nich usiadła jej na ręce, Gabrysia wykazała spokój, a gdy pszczoła zaczęła wachlować skrzydełkami, czyniąc odczuwalny wiaterek, młoda przyszła pszczelarka nie mogła powstrzymać pełnego zachwytu okrzyku. I znowu widok trutni (chłopaków ), które już zbite obok siebie na dennicy (odejmowane dno ula) i pilnowane przez robotnice, czekały na eksmisję, wprawił Gabrysie w zadumę nad mądrością tych pszczół. No i jeszcze pomoc wygryzajacym się młodym "panienkom".
- Właśnie odebrałam dwa porody - mówi uradowana Gabrysia.
Interesowało ją wszystko, co jest na ramce z plastrem pszczelim, zatem, musiałem pokazać wianuszek miodu zasklepionego u góry plastra i po bokach, pierzgę (pyłek kwiatowy w komórkach, ubity główkami przez pszczoły i zalany miodem), larwy młodych pszczół w różnych stadiach rozwoju, jajeczka - małe, białe "przecinki" niedawno złożone na dnie komórek przez królową i te już zalewane mleczkiem pszczelim, przekształacające sie w larwy. Widziała pszczoły zajęte czyszczeniem komórek po wygryzieniu się młodych i te, które przerabiają nektar w miód, zajęte swoją czynnością , z główkami skrytymi w komórkach, nieświadome , że ktoś je podgląda. I widziała Gabrysia jeszcze wiele, wiele ciekawych scen z życia w ulu, których tu nie sposób wymienić, ale, o których na pewno będzie opowiadać koleżankom i kolegom w klasie. I o to właśnie chodziło mnie , staremu pszczelarzowi, aby młodym przekazac tego bakcyla, którym sam zaraziłem się ponad pół wieku temu, podglądając z ukrycia pracę sąsiada w przydomowej pasiece.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz