Mój bloog to nie tylko własne przeżycia, ale też wspomnienia, przemyślenia dotyczące bieżących spraw. Pragnę, odkrywając przed innymi to, co mnie boli, interesuje, frapuje, zachęcić innych do wymiany poglądów, tudzież doświadczeń w prezentowanych tematach. Mam już bagaż doświadczeń życiowych, a jako świeżo emerytowany nauczyciel między pięćdziesiątką a sześćdziesiątką, czuję sie jeszcze potrzebny. Jestem już dziadkiem, choć na takiego nie wyglądam. Zajmuję się pszczelarzeniem, malowaniem, teatrem, pisaniem oraz działką. Parałem się też pracą samorządową, ale obecnie wyborcy zaproponowali mi czteroletni wypoczynek, dlatego też mam czas dla wszystkich, którym moje towarzystwo będzie miłe.

27 grudnia, 2017

Czas strachu, łez i nadziei (cz.II) XI - 28 lipca 2010

Dziś ciąg dalszy historii z kartkówkami

XI.

„ MY TAKICH NIE POTRZEBUJEMY",
czyli „Polaków" nie-nocne rozmowy o kartkówkach"


        Spodziewałem się jakichś reperkusji. Wiedziałem, że SB nie odpuści, ale miałem - jak to się mówi - dziką satysfakcję, że udało mi się pokrzyżować „smutnym panom"plany: miało pójść tak łatwo, a tymczasem ... trzeba będzie tłumaczyć się przed szefostwem. Ta satysfakcja była silniejsza od niepokoju o pracę w szkole, czy ewentualne dalsze, przykre następstwa. Przyznam, że było mi to obojętne.
       Długo nie trzeba było czekać.  W tydzień  od incydentu ze wspomnianymi kartkówkami dostałem wezwanie, ale tym razem do Wojewódzkiej Komendy MO w Przemyślu, na ul. Mickiewicza. Jadąc pociągiem, w myślach układałem sobie plan działania: nie dam się zastraszyć; przedstawię te same argumenty, które przedstawiłem Węglarzowi; nie pokażę wcale, że na pracy w szkole tak bardzo mi zależy. I nie dam się sprowokować.  Chyba nic mi nie zrobią, bo gdyby konsekwencją miało być zatrzymanie na dłużej, to z pewnością nie wysyłaliby „zaproszenia" , tylko przyjechaliby nocą  i zabrali. Tak sobie myślałem. Jeszcze tradycyjnie modlitwa do Ducha Świętego  o mądrość w rozmowie i... wkroczyłem do „jaskini lwa".
     Rozmowę  ze mną prowadził kpt. Cyrano. Przywitał mnie chłodno, nie tak wylewnie, jak podczas swoich wizyt w obozie. Towarzyszył mu inny esbek, którego, ze względu na klapniętą powiekę nazwałem „Falconettim"( od nazwiska jednego z gangsterów  popularnego amerykańskiego serialu „Waszyngton za zamkniętymi drzwiami").  
        - No, panie Petry - rozpoczął Cyrano - myślałem, że więcej się nie zobaczymy w takiej sytuacji... że nie będę musiał pana wzywać. Sprawił  pan nam, a mnie szczególnie, przez swoją nieobywatelską postawę, ogromny zawód... Bo ja, panie Tomaszu, byłem pewny, że w obozie wszystko pan przemyślał. Zresztą, zapewniał mnie pan, że nigdzie nie będzie się angażował, że nie będzie pan prowadził wrogiej działalności, a tymczasem... Przecież pan , panie Tomaszu, pracuje w socjalistycznej szkole, bierze socjalistyczne pieniądze...
      - I mieszka w socjalistycznym bloku... - wtrącił „Falkconetti".
      - Tak! - kontynuował myśl swego kolegi Cyrano, podnosząc nieco głos. - Ten blok wybudowali komuniści, a pan wykazuje się zupełną nieodpowiedzialnością, niechętną, wręcz wrogą postawą wobec socjalistycznego państwa i jego obywateli...
       Cóż miałem odpowiedzieć na tak „rzeczowe"  i ciężkie zarzuty? Spuścić głowę, bić się w piersi, przeprosić i przyrzec poprawę? Chciało mi się śmiać. Miałem zamiar spytać o procent komunistów w „socjalistycznym państwie", o miejsce większości pozostałych obywateli, którzy komunistami nie są  i tych, którzy budując bloki, nie wiedzieli, że mają one być socjalistyczne. Miałem rozpocząć polemikę, ale pomyślałem sobie: po co? Przecież im o to chodzi, bym przy okazji „odkrył się", dał jakiś pretekst do dalszego działania, nie wiadomo jakiego - może nawet do zatrzymania na dłużej, bo i to należało wziąć pod uwagę. Dlatego milczałem przez cały czas, z uśmiechem na twarzy obserwując obydwu panów. Mam zwyczaj patrzenia rozmówcom prosto w  twarz, zatem czasem nasze spojrzenia krzyżowały się i wówczas   to ich oczy błądziły - to po suficie, to po ścianach, albo patrzyli na siebie nawzajem, szukając potwierdzenia swych  mentorskich wywodów.
        Kiedy miałem już dosyć , a repertuar  socjalistycznych argumentów panom się wyczerpał, poprosiłem o głos. Obaj z zainteresowaniem spojrzeli na mnie i dosłownie... nadstawili uszu. Wyłuszczyłem więc kolejny powody swojej odmowy oddania kartkówek, podkreślając przede wszystkim to, że nie podpisywałem żadnego zobowiązania do współpracy z SB. I tu reakcja była  niezwykle gwałtowna. Cyrano zaperzył się, jego okrągła jak księżyc w pełni twarz poczerwieniała. Podniósł głos, prawie wykrzykując zdania, które miały pokazać, jakim jestem marnym człowiekiem.
        - My takich jak pan na współpracowników nie potrzebujemy!... Pracować u nas  to zaszczyt!.... Tu pracują prawdziwi patrioci!.... A nie tacy jak pan! - pienił się Cyrano, zaś „Falconetti" przytakiwał mu, co chwilę powtarzając : -„ No, właśnie..."
          Ze spokojem, ale też z ogromnym rozbawieniem, zupełnie nie przystającym do miejsca i okoliczności, przyglądałem się obu panom. Zastanawiałem się, czy ich oburzenie jest szczere, czy też  udawane, na pokaz - na ile sami wierzą w to, co mówią.
       - Czy teraz pan zrozumiał wszystko, panie Tomaszu? - spytał na zakończenie Cyrano. - Nie chciałbym już w przyszłości wzywać pana do Przemyśla. Niech się pan cieszy, że panu pozwoliliśmy pracować. Jest pan przecież  inteligentnym człowiekiem i wie, jakie obowiązki na panu spoczywają.
       - Wiem, wiem. I zdaję sobie sprawę,  że pracuję w socjalistycznej szkole i mieszkam w socjalistycznym mieszkaniu - powiedziałem ni stąd ni zowąd, zupełnie poważnym tonem.
       - No, właśnie! - ucieszył się z takiego mojego „oświadczenia" Falconetti.
        - Wie pan co ? - zwróciłem się do Cyrano, gdy już obydwaj panowie podnieśli się na zakończenie rozmowy, podając mi rękę na pożegnanie. - Przez chwilę miałem wrażenie, że słucham socjalistycznego kazania. Nadawałby się pan na wspaniałego proboszcza.
       Jakoś upiekło mi się i tym razem. Spodziewałem się po tym incydencie najgorszego, ale włos mi z głowy nie spadł. Dopiero po ujawnieniu „teczki operacyjnej" przeczytałem, że jednak rozważano ponowne internowanie mnie, jako osoby zagrażającej....
    A jak to wyglądało z drugiej strony? Oto raport z „teczki operacyjnej"(pisownia oryginalna):

 „       SŁOWNY OPIS ZAGROŻENIA "

       W ramach działalności profilaktycznej przed świętem 1-go Maja w dniu 28.04.1983 r. z figurantem kwestionariusza operacyjnego nr.................. Tomaszem Petry przeprowadzono rozmowę  profilaktyczno-ostrzegawczą.
W trakcie rozmowy doszło do wyjaśnienia motywów jakimi kierował się odmawiając przeprowadzenia kartkówki dla potrzeb MO w szkole, w której uczy j. polskiego. Kartkówki takie przeprowadzono  również w innych szkołach  na terenie Jarosławia w celu uzyskania materiału do przeprowadzenia  badań porównawczych pisma.
 Wyjaśniając powyższe PETRY oświadczył, że uważał to za formę współpracy z organami MO, którym już takiej współpracy odmówił, ponieważ nie  jest to zgodne z jego przekonaniami. Uważa również, że nie jest to zgodne z etyka jego zawodu. Prosił, by więcej nie włączano go do realizacji takich zadań.
W sprawach polityki... (tekst nieczytelny)... jak stwierdził jego radio i telewizor są „na emigracji" w wiecu pierwszomajowym nie zamierza wziąć udziału, ponieważ jako katolik będzie uczestniczył w tym czasie w nabożeństwie. Do nowych związków wstąpić nie zamierza. W trakcie rozmowy ukazano mu, jakie zadania stoją przed nauczycielem świeckiej szkoły i socjalistycznej tu wykazano mu rolę organów MO i SB socjalistycznym państwie, zalecono do zastanowienia się nad problemem, czy mając takie przekonania może być nauczycielem socjalistycznej szkoiły oraz ostrzeżono przed konsekwencjami w przypadku działaia  niezgodnego z ustawodawstwem obowiązujący w PRL.
        Ze względu na jego oportunizm i negatywny stosunek do organów MO i SB pozostawał będzie nadal pod aktywną kontrola operacyjną.

                                                                                            (podpis zamazany, oznaczony    
                                                                                                                  przez    IPN cyfrą 3, 
                                                                                                               prawdopodobnie     
                                                                                                 symbolem mojego rozmówcy)
środa, 28 lipca 2010 1:42

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz