Dziś ciąg dalszy historii z kartkówkami
Spodziewałem się jakichś reperkusji. Wiedziałem, że SB nie odpuści, ale miałem - jak to się mówi - dziką satysfakcję, że udało mi się pokrzyżować „smutnym panom"plany: miało pójść tak łatwo, a tymczasem ... trzeba będzie tłumaczyć się przed szefostwem. Ta satysfakcja była silniejsza od niepokoju o pracę w szkole, czy ewentualne dalsze, przykre następstwa. Przyznam, że było mi to obojętne.
Długo nie trzeba było czekać. W tydzień od incydentu ze wspomnianymi kartkówkami dostałem wezwanie, ale tym razem do Wojewódzkiej Komendy MO w Przemyślu, na ul. Mickiewicza. Jadąc pociągiem, w myślach układałem sobie plan działania: nie dam się zastraszyć; przedstawię te same argumenty, które przedstawiłem Węglarzowi; nie pokażę wcale, że na pracy w szkole tak bardzo mi zależy. I nie dam się sprowokować. Chyba nic mi nie zrobią, bo gdyby konsekwencją miało być zatrzymanie na dłużej, to z pewnością nie wysyłaliby „zaproszenia" , tylko przyjechaliby nocą i zabrali. Tak sobie myślałem. Jeszcze tradycyjnie modlitwa do Ducha Świętego o mądrość w rozmowie i... wkroczyłem do „jaskini lwa".
Rozmowę ze mną prowadził kpt. Cyrano. Przywitał mnie chłodno, nie tak wylewnie, jak podczas swoich wizyt w obozie. Towarzyszył mu inny esbek, którego, ze względu na klapniętą powiekę nazwałem „Falconettim"( od nazwiska jednego z gangsterów popularnego amerykańskiego serialu „Waszyngton za zamkniętymi drzwiami").
- No, panie Petry - rozpoczął Cyrano - myślałem, że więcej się nie zobaczymy w takiej sytuacji... że nie będę musiał pana wzywać. Sprawił pan nam, a mnie szczególnie, przez swoją nieobywatelską postawę, ogromny zawód... Bo ja, panie Tomaszu, byłem pewny, że w obozie wszystko pan przemyślał. Zresztą, zapewniał mnie pan, że nigdzie nie będzie się angażował, że nie będzie pan prowadził wrogiej działalności, a tymczasem... Przecież pan , panie Tomaszu, pracuje w socjalistycznej szkole, bierze socjalistyczne pieniądze...
- I mieszka w socjalistycznym bloku... - wtrącił „Falkconetti".
- Tak! - kontynuował myśl swego kolegi Cyrano, podnosząc nieco głos. - Ten blok wybudowali komuniści, a pan wykazuje się zupełną nieodpowiedzialnością, niechętną, wręcz wrogą postawą wobec socjalistycznego państwa i jego obywateli...
Cóż miałem odpowiedzieć na tak „rzeczowe" i ciężkie zarzuty? Spuścić głowę, bić się w piersi, przeprosić i przyrzec poprawę? Chciało mi się śmiać. Miałem zamiar spytać o procent komunistów w „socjalistycznym państwie", o miejsce większości pozostałych obywateli, którzy komunistami nie są i tych, którzy budując bloki, nie wiedzieli, że mają one być socjalistyczne. Miałem rozpocząć polemikę, ale pomyślałem sobie: po co? Przecież im o to chodzi, bym przy okazji „odkrył się", dał jakiś pretekst do dalszego działania, nie wiadomo jakiego - może nawet do zatrzymania na dłużej, bo i to należało wziąć pod uwagę. Dlatego milczałem przez cały czas, z uśmiechem na twarzy obserwując obydwu panów. Mam zwyczaj patrzenia rozmówcom prosto w twarz, zatem czasem nasze spojrzenia krzyżowały się i wówczas to ich oczy błądziły - to po suficie, to po ścianach, albo patrzyli na siebie nawzajem, szukając potwierdzenia swych mentorskich wywodów.
Kiedy miałem już dosyć , a repertuar socjalistycznych argumentów panom się wyczerpał, poprosiłem o głos. Obaj z zainteresowaniem spojrzeli na mnie i dosłownie... nadstawili uszu. Wyłuszczyłem więc kolejny powody swojej odmowy oddania kartkówek, podkreślając przede wszystkim to, że nie podpisywałem żadnego zobowiązania do współpracy z SB. I tu reakcja była niezwykle gwałtowna. Cyrano zaperzył się, jego okrągła jak księżyc w pełni twarz poczerwieniała. Podniósł głos, prawie wykrzykując zdania, które miały pokazać, jakim jestem marnym człowiekiem.
- My takich jak pan na współpracowników nie potrzebujemy!... Pracować u nas to zaszczyt!.... Tu pracują prawdziwi patrioci!.... A nie tacy jak pan! - pienił się Cyrano, zaś „Falconetti" przytakiwał mu, co chwilę powtarzając : -„ No, właśnie..."
Ze spokojem, ale też z ogromnym rozbawieniem, zupełnie nie przystającym do miejsca i okoliczności, przyglądałem się obu panom. Zastanawiałem się, czy ich oburzenie jest szczere, czy też udawane, na pokaz - na ile sami wierzą w to, co mówią.
- Czy teraz pan zrozumiał wszystko, panie Tomaszu? - spytał na zakończenie Cyrano. - Nie chciałbym już w przyszłości wzywać pana do Przemyśla. Niech się pan cieszy, że panu pozwoliliśmy pracować. Jest pan przecież inteligentnym człowiekiem i wie, jakie obowiązki na panu spoczywają.
- Wiem, wiem. I zdaję sobie sprawę, że pracuję w socjalistycznej szkole i mieszkam w socjalistycznym mieszkaniu - powiedziałem ni stąd ni zowąd, zupełnie poważnym tonem.
- No, właśnie! - ucieszył się z takiego mojego „oświadczenia" Falconetti.
- Wie pan co ? - zwróciłem się do Cyrano, gdy już obydwaj panowie podnieśli się na zakończenie rozmowy, podając mi rękę na pożegnanie. - Przez chwilę miałem wrażenie, że słucham socjalistycznego kazania. Nadawałby się pan na wspaniałego proboszcza.
Jakoś upiekło mi się i tym razem. Spodziewałem się po tym incydencie najgorszego, ale włos mi z głowy nie spadł. Dopiero po ujawnieniu „teczki operacyjnej" przeczytałem, że jednak rozważano ponowne internowanie mnie, jako osoby zagrażającej....
A jak to wyglądało z drugiej strony? Oto raport z „teczki operacyjnej"(pisownia oryginalna):
„ SŁOWNY OPIS ZAGROŻENIA "
W ramach działalności profilaktycznej przed świętem 1-go Maja w dniu 28.04.1983 r. z figurantem kwestionariusza operacyjnego nr.................. Tomaszem Petry przeprowadzono rozmowę profilaktyczno-ostrzegawczą.
W trakcie rozmowy doszło do wyjaśnienia motywów jakimi kierował się odmawiając przeprowadzenia kartkówki dla potrzeb MO w szkole, w której uczy j. polskiego. Kartkówki takie przeprowadzono również w innych szkołach na terenie Jarosławia w celu uzyskania materiału do przeprowadzenia badań porównawczych pisma.
Wyjaśniając powyższe PETRY oświadczył, że uważał to za formę współpracy z organami MO, którym już takiej współpracy odmówił, ponieważ nie jest to zgodne z jego przekonaniami. Uważa również, że nie jest to zgodne z etyka jego zawodu. Prosił, by więcej nie włączano go do realizacji takich zadań.
W sprawach polityki... (tekst nieczytelny)... jak stwierdził jego radio i telewizor są „na emigracji" w wiecu pierwszomajowym nie zamierza wziąć udziału, ponieważ jako katolik będzie uczestniczył w tym czasie w nabożeństwie. Do nowych związków wstąpić nie zamierza. W trakcie rozmowy ukazano mu, jakie zadania stoją przed nauczycielem świeckiej szkoły i socjalistycznej tu wykazano mu rolę organów MO i SB socjalistycznym państwie, zalecono do zastanowienia się nad problemem, czy mając takie przekonania może być nauczycielem socjalistycznej szkoiły oraz ostrzeżono przed konsekwencjami w przypadku działaia niezgodnego z ustawodawstwem obowiązujący w PRL.
Ze względu na jego oportunizm i negatywny stosunek do organów MO i SB pozostawał będzie nadal pod aktywną kontrola operacyjną.
(podpis zamazany, oznaczony
przez IPN cyfrą 3,
prawdopodobnie
symbolem mojego rozmówcy)
środa,
28 lipca 2010
1:42
XI.
„ MY TAKICH NIE POTRZEBUJEMY",
czyli „Polaków" nie-nocne rozmowy o kartkówkach"
Spodziewałem się jakichś reperkusji. Wiedziałem, że SB nie odpuści, ale miałem - jak to się mówi - dziką satysfakcję, że udało mi się pokrzyżować „smutnym panom"plany: miało pójść tak łatwo, a tymczasem ... trzeba będzie tłumaczyć się przed szefostwem. Ta satysfakcja była silniejsza od niepokoju o pracę w szkole, czy ewentualne dalsze, przykre następstwa. Przyznam, że było mi to obojętne.
Długo nie trzeba było czekać. W tydzień od incydentu ze wspomnianymi kartkówkami dostałem wezwanie, ale tym razem do Wojewódzkiej Komendy MO w Przemyślu, na ul. Mickiewicza. Jadąc pociągiem, w myślach układałem sobie plan działania: nie dam się zastraszyć; przedstawię te same argumenty, które przedstawiłem Węglarzowi; nie pokażę wcale, że na pracy w szkole tak bardzo mi zależy. I nie dam się sprowokować. Chyba nic mi nie zrobią, bo gdyby konsekwencją miało być zatrzymanie na dłużej, to z pewnością nie wysyłaliby „zaproszenia" , tylko przyjechaliby nocą i zabrali. Tak sobie myślałem. Jeszcze tradycyjnie modlitwa do Ducha Świętego o mądrość w rozmowie i... wkroczyłem do „jaskini lwa".
Rozmowę ze mną prowadził kpt. Cyrano. Przywitał mnie chłodno, nie tak wylewnie, jak podczas swoich wizyt w obozie. Towarzyszył mu inny esbek, którego, ze względu na klapniętą powiekę nazwałem „Falconettim"( od nazwiska jednego z gangsterów popularnego amerykańskiego serialu „Waszyngton za zamkniętymi drzwiami").
- No, panie Petry - rozpoczął Cyrano - myślałem, że więcej się nie zobaczymy w takiej sytuacji... że nie będę musiał pana wzywać. Sprawił pan nam, a mnie szczególnie, przez swoją nieobywatelską postawę, ogromny zawód... Bo ja, panie Tomaszu, byłem pewny, że w obozie wszystko pan przemyślał. Zresztą, zapewniał mnie pan, że nigdzie nie będzie się angażował, że nie będzie pan prowadził wrogiej działalności, a tymczasem... Przecież pan , panie Tomaszu, pracuje w socjalistycznej szkole, bierze socjalistyczne pieniądze...
- I mieszka w socjalistycznym bloku... - wtrącił „Falkconetti".
- Tak! - kontynuował myśl swego kolegi Cyrano, podnosząc nieco głos. - Ten blok wybudowali komuniści, a pan wykazuje się zupełną nieodpowiedzialnością, niechętną, wręcz wrogą postawą wobec socjalistycznego państwa i jego obywateli...
Cóż miałem odpowiedzieć na tak „rzeczowe" i ciężkie zarzuty? Spuścić głowę, bić się w piersi, przeprosić i przyrzec poprawę? Chciało mi się śmiać. Miałem zamiar spytać o procent komunistów w „socjalistycznym państwie", o miejsce większości pozostałych obywateli, którzy komunistami nie są i tych, którzy budując bloki, nie wiedzieli, że mają one być socjalistyczne. Miałem rozpocząć polemikę, ale pomyślałem sobie: po co? Przecież im o to chodzi, bym przy okazji „odkrył się", dał jakiś pretekst do dalszego działania, nie wiadomo jakiego - może nawet do zatrzymania na dłużej, bo i to należało wziąć pod uwagę. Dlatego milczałem przez cały czas, z uśmiechem na twarzy obserwując obydwu panów. Mam zwyczaj patrzenia rozmówcom prosto w twarz, zatem czasem nasze spojrzenia krzyżowały się i wówczas to ich oczy błądziły - to po suficie, to po ścianach, albo patrzyli na siebie nawzajem, szukając potwierdzenia swych mentorskich wywodów.
Kiedy miałem już dosyć , a repertuar socjalistycznych argumentów panom się wyczerpał, poprosiłem o głos. Obaj z zainteresowaniem spojrzeli na mnie i dosłownie... nadstawili uszu. Wyłuszczyłem więc kolejny powody swojej odmowy oddania kartkówek, podkreślając przede wszystkim to, że nie podpisywałem żadnego zobowiązania do współpracy z SB. I tu reakcja była niezwykle gwałtowna. Cyrano zaperzył się, jego okrągła jak księżyc w pełni twarz poczerwieniała. Podniósł głos, prawie wykrzykując zdania, które miały pokazać, jakim jestem marnym człowiekiem.
- My takich jak pan na współpracowników nie potrzebujemy!... Pracować u nas to zaszczyt!.... Tu pracują prawdziwi patrioci!.... A nie tacy jak pan! - pienił się Cyrano, zaś „Falconetti" przytakiwał mu, co chwilę powtarzając : -„ No, właśnie..."
Ze spokojem, ale też z ogromnym rozbawieniem, zupełnie nie przystającym do miejsca i okoliczności, przyglądałem się obu panom. Zastanawiałem się, czy ich oburzenie jest szczere, czy też udawane, na pokaz - na ile sami wierzą w to, co mówią.
- Czy teraz pan zrozumiał wszystko, panie Tomaszu? - spytał na zakończenie Cyrano. - Nie chciałbym już w przyszłości wzywać pana do Przemyśla. Niech się pan cieszy, że panu pozwoliliśmy pracować. Jest pan przecież inteligentnym człowiekiem i wie, jakie obowiązki na panu spoczywają.
- Wiem, wiem. I zdaję sobie sprawę, że pracuję w socjalistycznej szkole i mieszkam w socjalistycznym mieszkaniu - powiedziałem ni stąd ni zowąd, zupełnie poważnym tonem.
- No, właśnie! - ucieszył się z takiego mojego „oświadczenia" Falconetti.
- Wie pan co ? - zwróciłem się do Cyrano, gdy już obydwaj panowie podnieśli się na zakończenie rozmowy, podając mi rękę na pożegnanie. - Przez chwilę miałem wrażenie, że słucham socjalistycznego kazania. Nadawałby się pan na wspaniałego proboszcza.
Jakoś upiekło mi się i tym razem. Spodziewałem się po tym incydencie najgorszego, ale włos mi z głowy nie spadł. Dopiero po ujawnieniu „teczki operacyjnej" przeczytałem, że jednak rozważano ponowne internowanie mnie, jako osoby zagrażającej....
A jak to wyglądało z drugiej strony? Oto raport z „teczki operacyjnej"(pisownia oryginalna):
„ SŁOWNY OPIS ZAGROŻENIA "
W ramach działalności profilaktycznej przed świętem 1-go Maja w dniu 28.04.1983 r. z figurantem kwestionariusza operacyjnego nr.................. Tomaszem Petry przeprowadzono rozmowę profilaktyczno-ostrzegawczą.
W trakcie rozmowy doszło do wyjaśnienia motywów jakimi kierował się odmawiając przeprowadzenia kartkówki dla potrzeb MO w szkole, w której uczy j. polskiego. Kartkówki takie przeprowadzono również w innych szkołach na terenie Jarosławia w celu uzyskania materiału do przeprowadzenia badań porównawczych pisma.
Wyjaśniając powyższe PETRY oświadczył, że uważał to za formę współpracy z organami MO, którym już takiej współpracy odmówił, ponieważ nie jest to zgodne z jego przekonaniami. Uważa również, że nie jest to zgodne z etyka jego zawodu. Prosił, by więcej nie włączano go do realizacji takich zadań.
W sprawach polityki... (tekst nieczytelny)... jak stwierdził jego radio i telewizor są „na emigracji" w wiecu pierwszomajowym nie zamierza wziąć udziału, ponieważ jako katolik będzie uczestniczył w tym czasie w nabożeństwie. Do nowych związków wstąpić nie zamierza. W trakcie rozmowy ukazano mu, jakie zadania stoją przed nauczycielem świeckiej szkoły i socjalistycznej tu wykazano mu rolę organów MO i SB socjalistycznym państwie, zalecono do zastanowienia się nad problemem, czy mając takie przekonania może być nauczycielem socjalistycznej szkoiły oraz ostrzeżono przed konsekwencjami w przypadku działaia niezgodnego z ustawodawstwem obowiązujący w PRL.
Ze względu na jego oportunizm i negatywny stosunek do organów MO i SB pozostawał będzie nadal pod aktywną kontrola operacyjną.
(podpis zamazany, oznaczony
przez IPN cyfrą 3,
prawdopodobnie
symbolem mojego rozmówcy)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz