Ten
wpis również będzie składał się z dwóch, a może też i trzech części,
bowiem dotyczyć będzie jednego, ale za to szczególnego przypadku
człowieka, który padł ofiarą systemu zniewolenia.
Nie należy mówić źle o zmarłych nawet wtedy, gdy wiedli oni niezbyt chwalebne życie. Jednak są sytuacje, gdy w imię prawdy historycznej, w imię prawdy o naturze ludzkiej należy pokazać przypadek zniewolenia człowieka. Nie o potępienie samego człowieka tu chodzi, lecz o czyn, którego się dopuścił za swego życia. Bohater tego wspomnienia już stanął przed obliczem Pana i jaką otrzymał zapłatę za swoje ziemskie „zasługi" - Bóg tylko wie. Myśmy tylko wieść o jego śmierci skwitowali krótko: „Jakie życie, taki zgon".
Adama S. poznałem podczas naszej pierwszej w stanie wojennym „solidarnościowej" Mszy św. odprawianej w jarosławskiej Kolegiacie, w rocznicę strajków sierpniowych. Po prostu, znalazł się w naszym solidarnościowym chórku śpiewającym podczas liturgii. Zwracał na siebie uwagę wyglądem. Chudy, lekko przygarbiony, trochę zaniedbany mężczyzna po pięćdziesiątce, o smagłej cerze i niebieskich oczach. Bujna, i nie znająca chyba grzebienia czupryna kędzierzawych, czarnych włosów kontrastowała z orlim nosem i mocną, pokrytą ciemnym zarostem szczęką, tudzież wyraziście zaznaczoną grdyką, wysuwającą się spod rozpiętego, nie pierwszej białości kołnierza koszuli. Miał charakterystyczny, budzący zaufanie uśmiech, przy którym pokazywał swoje blaszane uzupełnienia ubytków w białym uzębieniu. Ubierał się też dość dziwacznie, bo w brązową, prążkowaną, staroświecką marynarkę, nałożoną na sweter, a do tego miał zielone, sukienne spodnie, tzw. rajtki oraz podniszczone oficerki.
Kim był Adam? Niewątpliwie, był rolnikiem, co wyraźnie nawet dało się odczuć, gdyż ubranie jego przesiąknięte było wonią końskiego obornika. Mieszkał na obrzeżach miasta i tam miał swoje niewielkie gospodarstwo. W naszym towarzystwie solidarnościowym reprezentował NSZZ Rolników Indywidualnych „Solidarność". O sobie mówił niewiele, często jednak powoływał się na „swoich partyzantów", którzy mieli mu dostarczać różnych wiadomości i w razie czego być na jego zawołanie. Wyglądało na to, że Adam przewodzi jakiejś tajnej grupie, mającej konspirację we krwi jeszcze od czasów II wojny światowej. Jego przechwałki zaczęły nam się wydawać dość podejrzane, zważywszy, że jego wiek nie upoważniał do dawania wiary w partyzancką przeszłość. Braliśmy je jako niewinną oznakę skłonności człowieka do fantazjowania na temat swojego znaczenia w życiu. Dlatego też traktowaliśmy go z przymrużeniem oka , ale - jak się później okazało - i tak zbyt blisko dopuściliśmy go do pewnych spraw. Często przychodził do mnie do domu, zasypując wiadomościami, które wydawały mi się aż nieprawdopodobne. Przychodził również do innych kolegów i .... składał potem meldunki swojemu prowadzącemu oficerowi. Nawet bardzo gorliwie. Ale o tym dowiedzieliśmy się później, po otrzymaniu z IPN naszych „teczek".
Adam „działał" wśród nas do końca stanu wojennego. Potem nagle wyłączył się , unikając naszego towarzystwa. Kiedyś, idąc na działkę przez podmiejskie łąki pozdrowiłem go koszącego trawę na siano. Ledwie odpowiedział półgębkiem i wyraźnie unikał dalszej rozmowy. Dziś wiem, jaka była tego przyczyna. Nasz kontakt urwał się zupełnie. Dopiero w latach dziewięćdziesiątych dowiedziałem się o jego tragicznej i - jakże wymownej - śmierci. Adam wyszedł w swojej stodole na sąsiek po siano dla konia i spadł na klepisko, nadziewając się brzuchem na część stojącego tam wozu. Ponieważ mieszkał tylko z synem nadużywającym alkoholu, skonał samotnie w miejscu wypadku. Jakiś czas potem spłonęły całe jego zabudowania gospodarcze. Pozostał po nim jedynie ślad w naszych teczkach i ...niepamięć.
„Raporty" Adama składane prowadzącemu go esbekowi miały dla SB bardzo ważne znaczenie. Adam był bardzo pomysłowym i gorliwym współpracownikiem. Znajdował się przecież prawie w centrum podziemnego środowiska solidarnościowego. Jednakże TW „Janek", „Czernik" również swych mocodawców karmił wytworami własnej , bujnej wyobraźni, a więc, faktami wyssanymi z palca, które ci brali jako prawdziwe i na nich opierali taktykę walki z naszym podziemiem. Kiedy czytam dziś raporty Adama, to czasem chce mi się śmiać , ale też i ogarnia mnie przerażenie spowodowane podłością ludzką.
XII.
TW. „CZERNIK" , „JANEK"
- SZCZEGÓLNY PRZYPADEK
Nie należy mówić źle o zmarłych nawet wtedy, gdy wiedli oni niezbyt chwalebne życie. Jednak są sytuacje, gdy w imię prawdy historycznej, w imię prawdy o naturze ludzkiej należy pokazać przypadek zniewolenia człowieka. Nie o potępienie samego człowieka tu chodzi, lecz o czyn, którego się dopuścił za swego życia. Bohater tego wspomnienia już stanął przed obliczem Pana i jaką otrzymał zapłatę za swoje ziemskie „zasługi" - Bóg tylko wie. Myśmy tylko wieść o jego śmierci skwitowali krótko: „Jakie życie, taki zgon".
Adama S. poznałem podczas naszej pierwszej w stanie wojennym „solidarnościowej" Mszy św. odprawianej w jarosławskiej Kolegiacie, w rocznicę strajków sierpniowych. Po prostu, znalazł się w naszym solidarnościowym chórku śpiewającym podczas liturgii. Zwracał na siebie uwagę wyglądem. Chudy, lekko przygarbiony, trochę zaniedbany mężczyzna po pięćdziesiątce, o smagłej cerze i niebieskich oczach. Bujna, i nie znająca chyba grzebienia czupryna kędzierzawych, czarnych włosów kontrastowała z orlim nosem i mocną, pokrytą ciemnym zarostem szczęką, tudzież wyraziście zaznaczoną grdyką, wysuwającą się spod rozpiętego, nie pierwszej białości kołnierza koszuli. Miał charakterystyczny, budzący zaufanie uśmiech, przy którym pokazywał swoje blaszane uzupełnienia ubytków w białym uzębieniu. Ubierał się też dość dziwacznie, bo w brązową, prążkowaną, staroświecką marynarkę, nałożoną na sweter, a do tego miał zielone, sukienne spodnie, tzw. rajtki oraz podniszczone oficerki.
Kim był Adam? Niewątpliwie, był rolnikiem, co wyraźnie nawet dało się odczuć, gdyż ubranie jego przesiąknięte było wonią końskiego obornika. Mieszkał na obrzeżach miasta i tam miał swoje niewielkie gospodarstwo. W naszym towarzystwie solidarnościowym reprezentował NSZZ Rolników Indywidualnych „Solidarność". O sobie mówił niewiele, często jednak powoływał się na „swoich partyzantów", którzy mieli mu dostarczać różnych wiadomości i w razie czego być na jego zawołanie. Wyglądało na to, że Adam przewodzi jakiejś tajnej grupie, mającej konspirację we krwi jeszcze od czasów II wojny światowej. Jego przechwałki zaczęły nam się wydawać dość podejrzane, zważywszy, że jego wiek nie upoważniał do dawania wiary w partyzancką przeszłość. Braliśmy je jako niewinną oznakę skłonności człowieka do fantazjowania na temat swojego znaczenia w życiu. Dlatego też traktowaliśmy go z przymrużeniem oka , ale - jak się później okazało - i tak zbyt blisko dopuściliśmy go do pewnych spraw. Często przychodził do mnie do domu, zasypując wiadomościami, które wydawały mi się aż nieprawdopodobne. Przychodził również do innych kolegów i .... składał potem meldunki swojemu prowadzącemu oficerowi. Nawet bardzo gorliwie. Ale o tym dowiedzieliśmy się później, po otrzymaniu z IPN naszych „teczek".
Adam „działał" wśród nas do końca stanu wojennego. Potem nagle wyłączył się , unikając naszego towarzystwa. Kiedyś, idąc na działkę przez podmiejskie łąki pozdrowiłem go koszącego trawę na siano. Ledwie odpowiedział półgębkiem i wyraźnie unikał dalszej rozmowy. Dziś wiem, jaka była tego przyczyna. Nasz kontakt urwał się zupełnie. Dopiero w latach dziewięćdziesiątych dowiedziałem się o jego tragicznej i - jakże wymownej - śmierci. Adam wyszedł w swojej stodole na sąsiek po siano dla konia i spadł na klepisko, nadziewając się brzuchem na część stojącego tam wozu. Ponieważ mieszkał tylko z synem nadużywającym alkoholu, skonał samotnie w miejscu wypadku. Jakiś czas potem spłonęły całe jego zabudowania gospodarcze. Pozostał po nim jedynie ślad w naszych teczkach i ...niepamięć.
„Raporty" Adama składane prowadzącemu go esbekowi miały dla SB bardzo ważne znaczenie. Adam był bardzo pomysłowym i gorliwym współpracownikiem. Znajdował się przecież prawie w centrum podziemnego środowiska solidarnościowego. Jednakże TW „Janek", „Czernik" również swych mocodawców karmił wytworami własnej , bujnej wyobraźni, a więc, faktami wyssanymi z palca, które ci brali jako prawdziwe i na nich opierali taktykę walki z naszym podziemiem. Kiedy czytam dziś raporty Adama, to czasem chce mi się śmiać , ale też i ogarnia mnie przerażenie spowodowane podłością ludzką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz