Mój bloog to nie tylko własne przeżycia, ale też wspomnienia, przemyślenia dotyczące bieżących spraw. Pragnę, odkrywając przed innymi to, co mnie boli, interesuje, frapuje, zachęcić innych do wymiany poglądów, tudzież doświadczeń w prezentowanych tematach. Mam już bagaż doświadczeń życiowych, a jako świeżo emerytowany nauczyciel między pięćdziesiątką a sześćdziesiątką, czuję sie jeszcze potrzebny. Jestem już dziadkiem, choć na takiego nie wyglądam. Zajmuję się pszczelarzeniem, malowaniem, teatrem, pisaniem oraz działką. Parałem się też pracą samorządową, ale obecnie wyborcy zaproponowali mi czteroletni wypoczynek, dlatego też mam czas dla wszystkich, którym moje towarzystwo będzie miłe.

27 grudnia, 2017

Czas strachu, łez i nadziei (cz.II) XII - 15 września 2010

Ten wpis również będzie składał się z dwóch, a może też i trzech części, bowiem dotyczyć będzie jednego, ale za to  szczególnego  przypadku  człowieka, który padł ofiarą systemu zniewolenia.

XII.

TW.  „CZERNIK" , „JANEK"
- SZCZEGÓLNY PRZYPADEK

       Nie należy mówić źle o zmarłych nawet wtedy, gdy wiedli oni niezbyt chwalebne życie. Jednak są sytuacje, gdy w imię prawdy  historycznej, w imię prawdy o naturze ludzkiej należy pokazać przypadek zniewolenia człowieka. Nie o potępienie samego człowieka tu chodzi, lecz o czyn, którego się dopuścił za  swego życia. Bohater tego wspomnienia już stanął przed obliczem Pana i jaką otrzymał zapłatę za swoje ziemskie „zasługi" - Bóg tylko wie. Myśmy tylko wieść o jego śmierci skwitowali krótko: „Jakie życie, taki zgon".
       Adama S. poznałem podczas naszej pierwszej w stanie wojennym „solidarnościowej" Mszy św. odprawianej  w jarosławskiej Kolegiacie,  w rocznicę  strajków sierpniowych.  Po prostu, znalazł się w naszym solidarnościowym chórku śpiewającym podczas liturgii. Zwracał na siebie uwagę  wyglądem. Chudy, lekko przygarbiony, trochę zaniedbany  mężczyzna po pięćdziesiątce, o smagłej cerze i niebieskich oczach. Bujna,  i nie znająca chyba grzebienia czupryna kędzierzawych, czarnych włosów kontrastowała z orlim nosem i mocną, pokrytą ciemnym zarostem  szczęką, tudzież wyraziście zaznaczoną grdyką, wysuwającą się spod  rozpiętego, nie pierwszej białości  kołnierza koszuli. Miał charakterystyczny, budzący zaufanie uśmiech, przy którym pokazywał swoje blaszane uzupełnienia ubytków w białym  uzębieniu. Ubierał się też  dość dziwacznie, bo w brązową, prążkowaną, staroświecką marynarkę, nałożoną na sweter, a do tego miał zielone, sukienne spodnie, tzw. rajtki oraz podniszczone oficerki.
      Kim był Adam? Niewątpliwie, był rolnikiem, co wyraźnie nawet dało się odczuć, gdyż ubranie jego przesiąknięte było wonią końskiego obornika. Mieszkał na obrzeżach miasta i tam miał swoje niewielkie gospodarstwo. W naszym towarzystwie solidarnościowym reprezentował NSZZ Rolników Indywidualnych „Solidarność". O sobie mówił niewiele, często jednak powoływał się na „swoich partyzantów", którzy mieli mu dostarczać różnych wiadomości i w razie czego być na jego zawołanie. Wyglądało na to, że Adam przewodzi jakiejś tajnej grupie, mającej konspirację we krwi jeszcze od czasów II wojny światowej. Jego przechwałki zaczęły nam się wydawać dość podejrzane, zważywszy, że jego  wiek nie upoważniał do dawania wiary w partyzancką przeszłość. Braliśmy je jako  niewinną oznakę skłonności człowieka do fantazjowania na temat swojego znaczenia w życiu. Dlatego też traktowaliśmy go z przymrużeniem oka , ale - jak się później okazało -  i tak zbyt blisko  dopuściliśmy go do pewnych spraw. Często przychodził do mnie do domu, zasypując  wiadomościami, które wydawały mi się aż nieprawdopodobne. Przychodził również do innych kolegów i .... składał potem meldunki swojemu prowadzącemu oficerowi. Nawet bardzo gorliwie. Ale o tym dowiedzieliśmy się później, po otrzymaniu z IPN  naszych „teczek".
     Adam  „działał" wśród nas do końca stanu wojennego. Potem nagle wyłączył się , unikając naszego towarzystwa. Kiedyś, idąc na działkę przez podmiejskie łąki pozdrowiłem go koszącego trawę  na siano. Ledwie odpowiedział półgębkiem i wyraźnie unikał dalszej rozmowy. Dziś wiem, jaka była tego przyczyna. Nasz kontakt urwał się zupełnie. Dopiero w latach dziewięćdziesiątych dowiedziałem się o jego tragicznej  i -  jakże wymownej  - śmierci. Adam wyszedł w swojej stodole na sąsiek  po siano dla konia i spadł na klepisko, nadziewając się brzuchem na część stojącego tam wozu.  Ponieważ mieszkał tylko z synem nadużywającym alkoholu,  skonał samotnie w miejscu wypadku. Jakiś czas potem spłonęły całe jego zabudowania gospodarcze. Pozostał po nim jedynie ślad w naszych teczkach  i ...niepamięć.
      „Raporty" Adama składane  prowadzącemu go  esbekowi miały dla  SB bardzo ważne znaczenie. Adam był bardzo pomysłowym i gorliwym współpracownikiem. Znajdował się przecież prawie w centrum  podziemnego środowiska solidarnościowego. Jednakże TW „Janek", „Czernik" również swych mocodawców karmił wytworami  własnej , bujnej wyobraźni, a więc, faktami wyssanymi z palca, które ci brali jako prawdziwe i na nich opierali taktykę  walki z naszym podziemiem. Kiedy czytam dziś raporty Adama, to czasem chce mi się śmiać , ale też i ogarnia mnie przerażenie spowodowane podłością ludzką.

Czas strachu, łez i nadziei (cz.II)

środa, 15 września 2010 23:49

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz