XIV.
INWIGILACJA (1)
Służba Bezpieczeństwa zdobywała swoją wiedzę o „figurantach" w oparciu o donosy osób nadgorliwych, raporty agentów typu „Janek", występujących jako TW, wywiad własny, działania operacyjne (podsłuchy, obserwacje, zdjęcia z ukrycia itp.) - jednym słowem - w oparciu o bardzo bogaty arsenał środków wywiadowczych, jakimi dysponowały służby specjalne we wszystkich państwach, a w państwach policyjnych, do których PRL należała, szczególnie rozbudowanych.
Zdawałem sobie sprawę z tego, że jestem otoczony, a właściwie - osaczony ze wszystkich stron (poza moim mieszkaniem) przez „oczy", które podglądają, przez „uszy", które podsłuchują, że dość często „ciągnie się za mną ogon". Wiedziałem też, że moi przyjaciele ze struktur i zupełnie „niezaangażowani", również znajdują się w takiej samej sytuacji. Ale żyć, pracować, w miarę normalnie funkcjonować w tych warunkach trzeba było.
Nie bałem się, ale nie było to zasługą moich cech charakteru, lecz półrocznego pobytu w obozie, w którym człowiek nauczył się pokonywać strach. A kto raz już pokonał strach, ten właściwie nie boi się niczego. No, chyba tylko o swoich najbliższych. Właśnie ze względu na nich i na złożoną żonie obietnicę oficjalnie nie byłem włączony w struktury podziemia solidarnościowego, ale, poprzez swoje kontakty wiedziałem, co dzieje się w naszym środowisku podziemnym. Przynajmniej w części tego środowiska. Z chwilą jednak, gdy moja małżonka „wkurzyła się" po którymś z moich wezwań na przesłuchanie, obudziła się w niej „przekorna dusza", gdy uświadomiła sobie, że bez względu na to, czy będę siedział cicho czy też nie, „esbecja" nie da nam spokoju, wówczas poczułem się zwolniony z danego słowa i dom mój stał się miejscem wielu spotkań „starych" i „nowych" przyjaciół.
Zdawałem sobie sprawę, że jako osoba poddana inwigilacji, muszę zachować szczególna ostrożność. Zasady konspiracji znane mi były dotychczas z książek dotyczących partyzantki okresu II wojny światowej, ale były to zasady już przestarzałe, nie pasujące do nowoczesnej techniki, jaką dysponował współczesny aparat państwa policyjnego. Dlatego też moja ostrożność była tym większa. Wiedziałem, że nie mogę stanowić dla esbecji „tropu", po którym doszłaby do prawdziwych struktur. Ale, z drugiej strony, nic mnie nie hamowało przed tym, aby stanowić dla niej „fałszywy trop", który zaprowadzi ją „donikąd" . Skoro „smutni panowie" tak ochoczo pracują, niech mają jak najwięcej roboty i niech się plączą, niech błądzą. Stąd też moja wzmożona aktywność (i mojej „wkurzonej" małżonki również), tyle tylko, że ukierunkowana na działalność głownie duchową, w parafii, w Kościele. Na efekt nie trzeba było długo czekać.
NOTATKA SŁUŻBOWA ( pisownia oryginalna - przyp. T.P)
dot. obserwacji mieszkania na oś. Łańcuckiego 15/47 należącego do ob. Tomasza Petry.
W dniu 05.10.1983 r. o godz.19 min 50. zgodnie z poleceniem podjąłem obserwację w/w mieszkania, od godz.19 min 45 do godz. 19 min 50 przeprowadziłem czynności mające na celu ustalenie dokładnego rozmieszczenia mieszkań w klatce schodowej nr. 6, mieszkanie 46 zajmuje ........... znajduje się ono na drugim piętrze, 48 na piętrze trzecim zajmuje ........, natomiast mieszkanie nr.49 na piętrze czwartym zajmuje..............
Po objęciu ukrytego stanowiska obserwacji zauważyłem , że z okna małego pokoju mieszkania T. Petry ktoś obserwuje osiedle, światło w tym pomieszczeniu było zgaszone lecz sylwetka stojąca w oknie była widoczna na tle światła padającego z innego pomieszczenia.
O godz 20 min20 do wymienionej klatki schodowej weszło 9 osób, wśród których wyróżniał się ksiądz wzrostu około 170 cm szczupłej budowy ciała który prowadził rozmowę ....................................który przy w/w klatce spoglądał w kierunku okien T. Petry. Z pozostałych 7 osób wyruniało się wzrostem dwóch chłopców w wieku około 18 lat, z których jeden niósł gitarę, że względu na ubiur ( spodnie i kurtki z kapiszonami) nie rozpoznano żadnej osoby z grupy młodzieżowej.
O godz 20 min 30 z mieszkania T. Petry słychać było pieśni o tematyce religijnej śpiewane przy akompaniamęcie gitary, śpiewy umilkły około 21. i prawdopodobnie w w/w mieszkaniu prowadzono rozmowy których treści nie udało się ustalić.
O godz.21 min 50 grupa ta opuściła mieszkanie wymienionego , z uwagi na fakt, że obserwację prowadzono wewnątrz budynku nie ustalono czy wszyscy opuścili mieszkanie i gdzie się udali.
Z wyników puźniejszej penetracji można wnioskować że udali się do mieszkania................ Którego zona w tym czasie przebywała w sanatorium.
Obserwację przerwano około godz 22 min 10.
To spotkanie nie było planowane wcześniej, zatem „obserwator" nastawiał się na rutynową obserwację i - po prostu - miał szczęście zaobserwować, jak przybywa do mnie młodzieżowa grupa oazowa pod przewodnictwem ówczesnego diecezjalnego moderatora „Ruchu Światło-Życie", zaprzyjaźnionego z nami ks. Stanisława Czenczka ( tego samego, który odwiedzał internowanych w obozie w Uhercach). Było wesoło, wręcz radośnie, gdy młodzież rozsiadła się na dywanie (nie chciała skorzystać z krzeseł i kanapy) i wspólnie pośpiewaliśmy oazowe piosenki, a potem odmówiliśmy „Apel Jasnogórski" o godz. 21.00 (to ten moment, który nasz „obserwator" wziął za „rozmowy których treści nie udało się ustalić). Zapewne m.in. to spotkanie utwierdziło SB w przekonaniu, że kieruję konspiracyjną grupą młodzieży. (cdn.)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz