Mój bloog to nie tylko własne przeżycia, ale też wspomnienia, przemyślenia dotyczące bieżących spraw. Pragnę, odkrywając przed innymi to, co mnie boli, interesuje, frapuje, zachęcić innych do wymiany poglądów, tudzież doświadczeń w prezentowanych tematach. Mam już bagaż doświadczeń życiowych, a jako świeżo emerytowany nauczyciel między pięćdziesiątką a sześćdziesiątką, czuję sie jeszcze potrzebny. Jestem już dziadkiem, choć na takiego nie wyglądam. Zajmuję się pszczelarzeniem, malowaniem, teatrem, pisaniem oraz działką. Parałem się też pracą samorządową, ale obecnie wyborcy zaproponowali mi czteroletni wypoczynek, dlatego też mam czas dla wszystkich, którym moje towarzystwo będzie miłe.

27 grudnia, 2017

Czas strachu, łez i nadziei (cz II) XXII - 27 czerwca 2011

XXII      

A ŻYCIE SIĘ TOCZY… (2)
 

      Wraz  z  zaprzyjaźnionym dominikaninem o. Bogumiłem, który w okresie mojego internowania wspierał nas duchowo i materialnie i który teraz  był częstym gościem w moim domu, doszliśmy do wniosku, że  w moim przypadku zbyt mocne zaangażowanie w działalność podziemną nie wchodzi w rachubę. Po pierwsze, jestem pod stałym „nadzorem” SB, każdy mój krok jest śledzony, więc łatwo mógłbym narazić innych na dekonspirację. Po drugie,  mam rodzinę i jej muszę zapewnić bezpieczeństwo, a ponadto, przyrzekłem żonie, że nie będę narażał siebie i bliskich, zwłaszcza dzieci,  na ponowne, przymusowe rozstanie. A po trzecie – jest tyle innych sposobów, by  podkopywać niesprawiedliwy, wrogi system.
      Jak już wcześniej wykazałem,  nie dało się całkowicie  wyłączyć z działalności konspiracyjnej. Udział w przygotowaniach rocznicowych i patriotycznych obchodów,  kolportaż  prasy i publikacji książkowych z tzw. drugiego obiegu, spotkania niby-towarzyskie, rozmowy – te „dzienne” i „nocne” absorbowały uwagę esbecji. W niektóre działania włączyła się również  moja małżonka,  zatem wobec niej miałem sumienie czyste.
    Jednak w większości nasza  działalność koncentrowała się przy kościele parafialnym i nie tylko. Okazało się,  że dla laikatu jest tu  szerokie pole do działania – pole  działalności służebnej wobec wspólnoty parafialnej. Ostatecznie, to my, ludzie świeccy, ten Kościół stanowimy. Zatem, jeżeli mamy przemieniać świadomość społeczeństwa, to w oparciu o wartości pewne, głoszone przez Kościół, oparte na zasadach ewangelicznych.
    Tak więc,  rozpoczęliśmy z inicjatywy o. Bogumiła, razem z nim i przy współudziale jeszcze kilku znajomych mu osób realizować pewne zamierzenia. Rozpoczęliśmy w parafii, przy błogosławieństwie ówczesnego przeora, gorącego patrioty i znakomitego kaznodziei, o. Bogusława Golaka, cykl spotkań  zatytułowany „A, B, C  CHRZEŚCIJAŃSTWA”.  Odbywały się one  co drugi miesiąc w niedzielę, w kościele, najczęściej po wieczornej Mszy świętej. Moim zadaniem było przygotowanie plakatu na tydzień przed spotkaniem (ręczna, żmudna  praca wykonywana plakatówkami lub kredkami w czasach, gdy o komputerze nikt jeszcze nie myślał).
     Zaproszeni przez o. Bogumiła prelegenci reprezentowali  z reguły krakowskie środowisko intelektualne związane z Tygodnikiem Powszechnym. Mieliśmy więc okazję wysłuchać m.in. redaktorów: Józefy Hennelowej i Marka Skwarnickiego, Jacka Woźniakowskiego, Stefana Wilkanowicza; przybyli również Jan Maria Jackowski, czy wspomniany już wcześniej ks. Stanisław Skorodecki.  Był umówiony również Tadeusz Mazowiecki, ale akuratnie to spotkanie nie doszło do skutku, ponieważ był on mocno pilnowany przez SB, a potem zaangażowany w prace przy reaktywowaniu „Solidarności”.
    Niektórym prelegentom udzielaliśmy gościny  i noclegu w naszym mieszkaniu, była więc okazja dowiedzieć się czegoś więcej z „szerokiego świata”, a nasze rozmowy przeciągały się nieraz do późnych godzin nocnych.
Gościły więc u nas: red. Józefa Hennelowa, aktorka Halina Mikołajska, dr  Helena Gulanowska onkolog i ginekolog, obrończyni dzieci nienarodzonych.
      Spotkania w ramach wspomnianego cyklu były czymś nowym w dominikańskiej parafii. Wierni nie byli przyzwyczajeni do tego, by od ołtarza  głosił do nich jakiekolwiek słowo człowiek świecki, dlatego od początku świątynia była pełna , a  na następne spotkania zaczęli przychodzić ludzie z innych parafii. Oczywiście, na pewno uczestniczyli też „smutni panowie”. Pamiętam sytuację, gdy podczas występu Haliny Mikołajskiej (prezentowała poezję maryjną) dosłownie wbiegł zdyszany do kościoła  funkcjonariusz SB . Uśmiechnął się głupio do mnie i usiadł w ostatniej ławce. Nie wiem, czy nagrywał, ale nie mieliśmy nic do ukrycia. Halina Mikołajska zapowiedziana była na plakacie. Kiedy do późnej nocy opowiadała nam o swoich perypetiach ze Służbą Bezpieczeństwa podczas swej działalności w KOR (rozkręcanie samochodu, przetrzymywanie na komendzie i inne szykany), to dziwiłem się, że udało jej się dotrzeć do Jarosławia.
    Pani dr Helena Gulanowska  z Lublina, jako lekarz - ginekolog odmówiła dokonywania aborcji, za co została przeniesiona karnie do przychodni. W ten sposób postawiona została niejako „na pierwszej linii frontu”, bowiem w przychodni zaczynała się zazwyczaj droga na fotel aborcyjny. Udało się jej odwieść wiele pacjentek od tego zamiaru. Angażowała znajomych, rodzinę do pomocy dziewczynom, kobietom znajdującym się w trudnej sytuacji, otaczała je troskliwą opieką, byle tylko ocalić dziecko. To właśnie dzięki niej udało się nam,  na zakończenie cyklu jej wykładów, sprowadzić z Lublina „Wystawę w obronie życia poczętego”.  Ustawiona została w nawie bocznej bazyliki i nikt nie protestował z powodu „ zbyt drastycznych”, kolorowych zdjęć. Ludzie w milczeniu oglądali ( zapewne pierwszy raz w życiu)  i przeżywali – każdy na swój sposób.
    Nie zawsze te spotkania odbywały się z udziałem przyjezdnych prelegentów. O. Bogumił zaproponował kilka konferencji poświęconych społecznej nauce Kościoła w ujęciu papieża Jana Pawła II. I tu właśnie przypadła mi rola  „miejscowego prelegenta”. Gdy  wzbraniałem się od tego zadania, tłumacząc się autentyczną tremą,  o. Bogumił powiedział tylko:
- Panie Tomaszu, jest pan przecież nauczycielem, w dodatku polonistą, więc na pewno pan sobie poradzi.
   W obliczu takiej argumentacji musiałem zmierzyć się z tym niezwykłym dla mnie zadaniem. Pomocne mi były teksty przemówień i encyklik papieskich i z wsparciem Ducha Świętego jakoś przez ten „chrzest” przebrnąłem. (cdn.)


Czas strachu, łez i nadziei (cz II)

poniedziałek, 27 czerwca 2011 1:17


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz