Mój bloog to nie tylko własne przeżycia, ale też wspomnienia, przemyślenia dotyczące bieżących spraw. Pragnę, odkrywając przed innymi to, co mnie boli, interesuje, frapuje, zachęcić innych do wymiany poglądów, tudzież doświadczeń w prezentowanych tematach. Mam już bagaż doświadczeń życiowych, a jako świeżo emerytowany nauczyciel między pięćdziesiątką a sześćdziesiątką, czuję sie jeszcze potrzebny. Jestem już dziadkiem, choć na takiego nie wyglądam. Zajmuję się pszczelarzeniem, malowaniem, teatrem, pisaniem oraz działką. Parałem się też pracą samorządową, ale obecnie wyborcy zaproponowali mi czteroletni wypoczynek, dlatego też mam czas dla wszystkich, którym moje towarzystwo będzie miłe.

27 grudnia, 2017

Czas strachu, łez i nadziei (cz II) XVIII - 12 stycznia 2011

XVIII.

WOJTEK (2)


     Zakończenie przez Wojtka służby zasadniczej wcale nie oznaczało spokoju. Po prostu, czas nie był spokojny, więc na okres przewidywanych przez WRON-ę napięć społecznych (rocznice narodowe – te historyczne jak i najświeższe, wybory, referenda), mobilizowano wszystkie siły i rezerwiści znów musieli przywdziewać mundury moro, brać pały, tarcze, by być w stanie gotowości obronnej na rzecz socjalizmu i przyjaźni polsko-radzieckiej.
    Wojtek do gorliwych obrońców systemu nie należał. Wizja powrotu do koszar, ponownego zetknięcia się z panującym tam chamstwem, przerażała go. Był zbyt subtelnej natury. Opowiadał, co przeżywał, gdy  przyszło mu konwojować na rozprawę sądową swojego katechetę.
      Ksiądz Władysław Drewniak z naszej jarosławskiej Kolegiaty, duszpasterz młodzieży, został aresztowany wraz z grupą licealistów i oskarżony o inspirowanie oraz  patronowanie nielegalnej działalności tejże grupy chłopców. Wieść o aresztowaniu dotarła do naszego obozu w Uhercach, wywołując wśród internowanych stan przygnębienia, ale również dumę z tego, że właśnie  mamy taką młodzież. Śledztwo trwało dość długo, a szczegółowo sprawę opisano  w „Żołnierzu Wolności” jako niewątpliwy sukces Służby Bezpieczeństwa oraz przykład  „perfidnego działania jarosławskiego kleru”. Całą grupę sądził i wydawał surowe  wyroki, niezwykle wrogo nastawiony do oskarżonych sędzia Przyboś (ponoć brat znakomitego naszego poety), natomiast gorliwym obrońcą był nie kto inny, jak zacny mecenas Siła-Nowicki, który podczas swej mowy obrończej nazwał  skazanych „jarosławskimi Filaretami”.
    - Panie profesorze, nie wiedziałem kogo będę konwojował… ale, kiedy z „suki” wyprowadzono księdza Drewniaka, to chciałem zapaść się pod ziemię. Zsunąłem czapkę na oczy, by mnie nie rozpoznał i nic się nie odzywałem. Tak mi było wstyd! – wyznał Wojtek, a ja po wyrazie jego twarzy widziałem, że jeszcze raz przeżywa emocjonalnie tę sytuację.
     Myśleliśmy, jak pomóc Wojtkowi w wykręceniu się od obowiązku stawiania się na „ćwiczenia rezerwistów”. Mózgiem  całej akcji był o. Bogumił, który podjął już pewne działania, wykorzystując swoje rozległe znajomości. A trzeba przyznać, że miał ich wiele. I miał jeszcze jedną , rzadką właściwość - mianowicie, należał do ludzi, którym nie można odmówić tego, o co proszą.
    Jednak, mimo starań, na okres najbliższego referendum ( niezwykle ważnego dla legitymizowania władzy) Wojtek został powołany na kilkudniowe  ćwiczenia  ZOMO. Władza obawiała się, że mogą być jakieś demonstracje, akcje sabotażowe, bowiem ukazały się w prasie podziemnej wezwania do powszechnego bojkotu referendum.
    To, co zrobił Wojtek, było aktem… no, czego? Desperacji? Lekkomyślności? Buntu? Zemsty? Czy też niezwykłej odwagi i bohaterstwa? W moim odczuciu, po części -  wszystkiego. Wywinął numer, jakiego nikt się nie spodziewał i o którym szefowie ZOMO zapewne woleliby jak najprędzej zapomnieć.
     Wojtek zgłosił się do jednostki w Radymnie – małym miasteczku będącym niegdyś siedzibą powiatu. Teraz tam, w dawnych wojskowych koszarach swoją bazę miało ZOMO „obsługujące” nie tylko województwo przemyskie.
     Kompania miała dać przykład  gremialnego uczestnictwa w głosowaniu. Miała, ale nie mogła, bowiem jeden z żołnierzy odmówił. Tym żołnierzem był  właśnie Wojtek – jedyny myślący, po maturze.
       Z Wojtkiem przeprowadzono wiele, długich rozmów. Próbowano wywrzeć na nim na różne sposoby presję, by skłonić do zmiany decyzji. Jedynie nie uciekano się do bicia. Nieugięta postawa Wojtka wywoływała wśród dowódców gniew, wściekłość, ale również podziw, szacunek. Wojtek nie bał się, śmiało wyrażał swoje przekonania. Pokazał, że pożytku z niego przełożeni mieć nie będą. Najgorsze dla nich było to, że opór Wojtka zaczął wzbudzać wśród pozostałych żołnierzy sympatię dla niego, zatem zrezygnowano z dalszej perswazji i kompania pomaszerowała do urny bez buntownika.
    Tym swoim zachowaniem, niegodnym żołnierza socjalistycznej ojczyzny, Wojtek zamknął sobie drzwi do dalszej kariery w Zmotoryzowanych Oddziałach Milicji Obywatelskiej. Tymczasem o. Bogumił wszedł w kontakt z
panią dyrektor szpitala,  cieszącą się dużym autorytetem  lekarką, dr Czyrek, która  wydała Wojtkowi stałe zaświadczenie lekarskie, czyniące go niezdolnym do odbywania dalszej służby w wojsku.
  Kiedy omawiam z młodzieżą  wiersz Herberta „Przesłanie Pana Cogito”, mam na myśli czyn Wojtka – przykład wzięty z życia i bliski młodzieży, bo pokazujący realnie sens bycia człowiekiem myślącym. Kiedy omawiam wiersz Miłosza, to właśnie Wojtka widzę jako ten kamień zmieniający bieg lawiny.

Czas strachu, łez i nadziei (cz II)

środa, 12 stycznia 2011 1:20

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz