Mój bloog to nie tylko własne przeżycia, ale też wspomnienia, przemyślenia dotyczące bieżących spraw. Pragnę, odkrywając przed innymi to, co mnie boli, interesuje, frapuje, zachęcić innych do wymiany poglądów, tudzież doświadczeń w prezentowanych tematach. Mam już bagaż doświadczeń życiowych, a jako świeżo emerytowany nauczyciel między pięćdziesiątką a sześćdziesiątką, czuję sie jeszcze potrzebny. Jestem już dziadkiem, choć na takiego nie wyglądam. Zajmuję się pszczelarzeniem, malowaniem, teatrem, pisaniem oraz działką. Parałem się też pracą samorządową, ale obecnie wyborcy zaproponowali mi czteroletni wypoczynek, dlatego też mam czas dla wszystkich, którym moje towarzystwo będzie miłe.

27 grudnia, 2017

Czas strachu, łez i nadziei - Cz II (c.d.) VI - 22 listopada 2009




VI. 

WIZYTATORZY


          W drugim tygodniu września  przybył do szkoły wizytator z Kuratorium Oświaty, pan Eugeniusz Popek. Chciał ze mną porozmawiać.  Zanim został  wizytatorem kuratoryjnym, przez długie lata był jednym z inspektorów naszego Wydziału Oświaty, stąd znałem go dość dobrze.
        Rozmowa odbyła się w gabinecie dyrektora, w jego obecności. Przywitaliśmy się serdecznie, gdyż znałem doskonale jego polityczne zapatrywania. Należał do tej grupy wyższych rangą urzędników oświatowych, co ówczesny inspektor oświaty, wspomniany już Roman Fedan, który nie bał się przysłać do obozu listu z wyrazami pocieszenia dla Mariana i dla mnie.
     Wizytator Popek wypytał mnie o pobyt w obozie, o samopoczucie, o to, jak mi się pracuje. Powiedział wprost, że w kuratorium zastanawiają się nad dalszym losem Mariana i moim, ale on wystawi nam dobrą opinię. Na koniec , równie serdecznie pożegnaliśmy się .
     -Życzę panu , panie Tomku, żeby dobrze się panu pracowało - powiedział na odchodnym.
    Tydzień potem przybył drugi wizytator,  również jarosławianin, Eugeniusz Narolski.  I z nim bardzo dobrze znaliśmy się , bowiem , po ukończeniu przeze mnie Studium Nauczycielskiego, on, jako kierownik kadr w jarosławskim Wydziale Oświaty, wysyłał mnie na pierwszą placówkę.  Jego cel wizyty był taki sam, jak poprzednika: chciał  nas zobaczyć po naszym powrocie z obozu, porozmawiać. I on zapewnił, że zawiezie o nas do Przemyśla dobra opinię.
     Wreszcie pojawił się główny wizytator, opiekujący się  z ramienia Kuratorium naszą szkołą, pan Tadeusz Serwański. Również on wcześniej, przez pewien okres  pełnił funkcję głównego inspektora naszego Wydziału Oświaty.
   Na rozmowę zostałem poproszony z lekcji. Dyrektor wysłał na zastępstwo innego nauczyciela. Tym razem spotkanie miało miejsce nie w gabinecie dyrektora, lecz na parterze, w gabinecie kierownika wydziału zaocznego.
    Przyznam, że na to spotkanie szedłem trochę zdenerwowany, bowiem nigdy jeszcze nie miałem okazji bezpośrednio rozmawiać z panem Serwańskim, w przeciwieństwie do poprzednich wizytatorów, a także słyszałem opinie o nim, że potrafi , gdy mu się coś nie podoba ,powiedzieć nagle do dyrektora czy nauczyciela :"Niech się pan czuje zwolniony" , „Od jutra nie jest pan dyrektorem". Wprawdzie za słowami nie szły czyny, ale , kto go bliżej nie znał, miał kilka nieprzespanych nocy. Dlatego też, stojąc już   przed drzwiami, pomyślałem sobie: „co ma być, to będzie", wziąłem głęboki oddech i wszedłem. Byli już tam, oprócz wizytatora, również dyrektor, sekretarz POP oraz  Marian Janusz .  Oczywiście, istniał zwyczaj w naszej szkole, że taką osobistość,   jak główny wizytator, gościło się w sposób szczególny, stąd też i teraz stół nie był pusty.
    Pan Serwański popatrzył na mnie dosyć groźnie przy podaniu ręki, oficjalnym tonem  poprosił, bym usiadł. Pełen wewnętrznego niepokoju, nie dając jednak nic po sobie poznać, posłusznie usiadłem.
    - Dajcie Tomkowi talerzyk. Z głodnym nie będę rozmawiał  - zwrócił się niespodziewanie do dyrektora. Wszyscy uśmiechnęli się tajemniczo, a mnie ta nagła zmiana tonu i bezpośredni zwrot po imieniu uświadomiły, że cała pierwotna  groza sytuacji była ukartowana, że wszyscy biesiadnicy  zagrali swoje role, a głównym reżyserem był pan Serwański.
    Dalsza rozmowa przebiegała w koleżeńskiej atmosferze, przy degustacji ciepłych i zimnych potraw. Kiedy pokrótce odpowiedziałem na wszystkie pytania dotyczące mojej  pracy i samopoczucia po obozowych przejściach, pan Serwański wstał , wyciągnął do mnie ręce i  zawołał :
      - Tomek! Ja przyjechałem ciebie zwolnić, bo takie otrzymałem polecenie od szefa. Może ja jestem drań, ale jestem Polak i... póki  ja pracuję w Kuratorium, ty będziesz pracował w szkole!
     No i wpadliśmy sobie w ramiona.
    Te słowa miały dla mnie ogromne znaczenie, a całą sytuację wspominam  do dziś ze szczególnym sentymentem. Wymagała ta postawa naszych wizytatorów - bądź co bądź, urzędników reżymowego systemu - wielkiej odwagi z ich strony i zaufania do obecnych, również do nas, byłych internowanych.
    Obydwaj panowie -  Serwański i Narolski już nie żyją, zaś z  panem Popkiem spotykamy się przy różnych okazjach i ucinamy  zawsze przyjacielską pogawędkę.



Czas strachu, łez i nadziei - Cz II (c.d.)

niedziela, 22 listopada 2009 23:51

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz