Mój bloog to nie tylko własne przeżycia, ale też wspomnienia, przemyślenia dotyczące bieżących spraw. Pragnę, odkrywając przed innymi to, co mnie boli, interesuje, frapuje, zachęcić innych do wymiany poglądów, tudzież doświadczeń w prezentowanych tematach. Mam już bagaż doświadczeń życiowych, a jako świeżo emerytowany nauczyciel między pięćdziesiątką a sześćdziesiątką, czuję sie jeszcze potrzebny. Jestem już dziadkiem, choć na takiego nie wyglądam. Zajmuję się pszczelarzeniem, malowaniem, teatrem, pisaniem oraz działką. Parałem się też pracą samorządową, ale obecnie wyborcy zaproponowali mi czteroletni wypoczynek, dlatego też mam czas dla wszystkich, którym moje towarzystwo będzie miłe.

27 grudnia, 2017

Czas strachu, łez i nadziei (cd.) V - 15 listopada 2009




V. 

„ANIOŁOWIE STRÓŻE"


          Z teczki operacyjnej SB:
Przemyśl, dnia 16.05.1982r.
TAJNE
Spec. Znaczenia
Nr ewidencyjny 3924
                                                  WNIOSEK
                           O założenie kwestionariusza ewidencyjnego

      Nazwisko i imię  PETRY Tomasz
..........................................................................................................................................
Narodowość......  polska. Obywatelstwo.....polskie ...........................................................................................................................................
                                                 POWÓD ZAŁOŻENIA

W chwili wprowadzenia stanu wojennego był przewodniczącym Szkolnej Komisji Związkowej NSZZ „Solidarność". Jako działacz Solidarności reprezentował wrogi stosunek do ustroju, władz polityczn-administracyjnych i sojuszu ze Związkiem Radzieckim. Organizował akcje protestacyjne w placówkach oświatowych Jarosławia. Był współautorem planu zdobycia broni i magazynów wojskowych w Kidałowicach. Otwarcie deklarował chęć likwidowania funkcjonariuszy SB i MO.
   ...................................................................................................................................
     Uzasadnienie to rozbawiło mnie, ale zarazem  sprawiło, że „urosłem" sam w swoich oczach. Oto, jaki  obraz mojej osoby wykreowali panowie agenci dla wewnętrznych swoich potrzeb (tę teczkę z dokumentami otrzymałem  z IPN w 2002 r.): groźny, bezwzględny bandzior,  gotowy wykonywać wyroki śmierci.... Czy to podobne do mnie?... Ale wracajmy do wydarzeń.
    W sierpniu otrzymałem pierwsze wezwanie do Komendy Miejskiej MO  na przesłuchanie. Wiedziałem, że wszyscy zwolnieni z obozu  są co jakiś czas przesłuchiwani. Wywołało to duży niepokój wśród moich najbliższych. Ja uważałem to za  coś normalnego w obecnej rzeczywistości, dziwiąc się, że tak długo z tym zwlekano. Początkowo miałem zamiar nie iść, ale uradziliśmy, że najlepiej będzie, jeśli zgłoszę się dobrowolnie. Nie chciałem , aby rodzina przeżywała na nowo najście esbeków . Nie miałem sobie nic do zarzucenia, ale i tak ciśnienie znacznie mi się podniosło. W drodze na Komendę odmówiłem tylko modlitwę do Ducha Świętego i lekko wszedłem do ponurego budynku na ul. Czarnieckiego.
    Funkcjonariusz SB - około trzydziestoletni brunet o podpuchniętych powiekach, czarnych oczach i anemicznie bladej twarzy - starał się być miły , uprzejmy. Oświadczył na wstępie, że to rozmowa profilaktyczna. Wypytywał o moje kontakty, co chwilę zaglądając do „ściągawki" trzymanej pod  blatem biurka. Przyznam , że rozbawiło mnie to, bo przypominał trochę niezbyt dobrze przygotowanego do odpowiedzi ucznia. Poczułem pewnego rodzaju przewagę nad swoim rozmówcą. Wymieniał nazwiska osób, z którymi ponoć miałem się kontaktować. Roześmiałem się.
     - Skoro panowie wiecie lepiej jak ja , z kim się kontaktuję, to po co pytacie? Przecież mnie śledzicie. A zresztą, nikt nie zakazał mi spotykania się z przyjaciółmi, a mam ich wielu. - Wyczułem, że facet nie ma żadnych konkretnych zarzutów.
     - Jak w pracy? Pracuje pan? - dociekał „miły pan".
     - Przecież wiecie, że pracuję. A tak - jeśli chodzi o inne sprawy - to nadrabiam  zaległości życia rodzinnego, uprawiam działkę , chodzę na ryby. Jak długo będę pracował? Tego nie wiem; to zależy  w dużej mierze od was i od moich władz oświatowych.
     - Będzie pan prowadził działalność związkową? - spytał nieśmiało uśmiechnięty pan, zaglądnąwszy przedtem do „ściągawki".
      - Jeżeli związki zawodowe zostaną reaktywowane, to się zastanowię.
      - Jak pan widzi obecna sytuacje polityczną? - spytał, podnosząc wzrok znad „ściągawki".
       - Staram się nie wypowiadać  na te tematy, zwłaszcza tutaj. Chyba rozumie mnie pan. Jeżeli nie macie więcej spraw, to proszę pozwolić mi odejść.
       - Mam nadzieję, że jeszcze porozmawiamy innym razem - uśmiechnął się przymilnie esbek.
        - Ja mam nadzieje, że do tego nie dojdzie. - Wstałem z krzesła , kierując się w stronę drzwi.
        - I proszę nikomu nie mówić , o czym tutaj rozmawialiśmy- ostrzegł mnie na odchodnym.
         - Tego nie mogę obiecać! -ostro zakończyłem nasza rozmowę. Była ona krótka, ale uświadomiłem sobie, że taktyka, jaką obrałem, jest najlepsza: jak najmniej słów i nie dać się wciągnąć w dyskusję, trzymać dystans.
        Oczywiście, poinformowałem o tej rozmowie swoich znajomych i przyjaciół.
        Przed konferencją plenarną związaną  ze zbliżającym się nowym rokiem szkolnym, wybrałem się w niedzielę na „Babionkę", łowić ryby. Właśnie ustaliłem sobie  odpowiednie stanowisko z dala od innych wędkarzy, gdy pojawiła się grupa cywilów z mundurowym funkcjonariuszem MO. Zaczęli sprawdzanie kart wędkarskich. Podeszli również do mnie. Wśród nich rozpoznałem znanego mi nauczyciela jednej z wiejskich szkół, niejakiego Gugałę, będącego jednocześnie aktywistą partyjnym. Pokazywałem właśnie  funkcjonariuszowi MO kartę wędkarską, gdy usłyszałem głos Gugały: - Ja profesora znam, zostawcie go, jest w porządku.
      Milicjant oddał mi kartę, salutując  niedbale, po czym wszyscy poszli dalej. Został tylko Gugała . Przykucnął przy mnie, zaczynając dziwną rozmowę. Mówił nie o rybach, ale o błogosławieństwie stanu wojennego, o „ekstremie".
     - Dobrze się stało - ględził - że ta „Solidarność" została rozbita. Owszem, idee były słuszne, ale ta ekstrema....
      Miałem ochotę strzelić go w mordę, ale, czując prowokację, z trudem opanowałem swoje nerwy. To wszystko już słyszałem wiele razy podczas mojego internowania. Dosłownie, jakby ktoś puszczał to samo nagranie - i wtedy, w samochodzie, gdy wieźli mnie do Przemyśla, i w Uhercach. Nie odzywałem się ,tylko, zacisnąwszy zęby i udając,  że go nie ma, zakładałem przynętę na haczyk. On, widząc, że rozmowa nie klei się, powstał i na odchodnym  rzucił: - Myślę, że przemyślał pan wszystko dobrze.
    -Spierdalaj - burknąłem tylko i zarzuciłem wędkę licząc, że zawadzę „niechcący" o gościa. Domyśliłem się, że jest to współpracownik SB, że przyszedł specjalnie, aby mnie  przebadać lub sprowokować, że jest to konsekwencja mojego niedawnego przesłuchania. To samo sformułowanie: „Myślę, mam nadzieję, że wszystko pan dobrze przemyślał", powtarzał mi w obozie kilka razy Cyrano.
   Już w tym dniu odechciało mi się łowienia ryb.
31 sierpnia w Kolegiacie jarosławskiej, w rocznicę porozumień sierpniowych, odbyła się Msza święta, z  liturgią słowa i śpiewem w naszym wykonaniu. Wówczas nie wiedzieliśmy jeszcze, że jeden z uczestników będzie miał dwa kryptonimy TW:   „Janek" i „Czernik". Oprócz niego, w świątyni było jeszcze kilku ANIOŁÓW STRÓŻÓW.

Czas strachu, łez i nadziei (cd.)

niedziela, 15 listopada 2009 22:08

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz