II.
PRZYJACIELE
Musiałem przestawić się na normalny tryb życia w domowych warunkach. Wszystko: pokoje, kuchnia, łazienka, sprzęty były te same, ale dotykałem je, jakbym się na nowo uczył, słuchając jednocześnie potoku słów żony , teściowej i dzieci, które nie odstępowały mnie na krok - jakby wszyscy naraz chcieli nadrobić stracony czas.
Kąpiel w normalnej łazience , z możliwością poleżenia sobie w wannie, będąc zanurzonym po uszy w ciepłej wodzie. Och , jaka rozkosz. A potem obiad i ... pierwszy, konieczny sen na normalnym tapczanie - sen, który jakby zamykał pewien rozdział mojego życia, odgradzał przeszłość obozową , tamten świat od rzeczywistości , w którą właśnie wkroczyłem.
Obudziłem się o zmierzchu. Kasieńka czuwała przy mnie, bawiąc się lalkami, Bartek odrabiał zadania. Wiedziałem, że wszyscy czekają na moje przebudzenie.
Długo rozmawialiśmy po kolacji o tym, co nas spotkało, co działo się tu, podczas mojej nieobecności i tam, za obozową bramą. Już też sąsiedzi, przyjaciele domu dowiedzieli się o moim powrocie, już przekazywali pozdrowienia i zapowiadali się na odwiedziny.
Już nazajutrz wizyty te stały się rzeczywistością . Musiałem szczegółowo opowiadać o swoich przeżyciach obozowych - od momentu aresztowania aż do uwolnienia. Pojawiło się wielu nowych ludzi w kręgu przyjaciół, chcących mnie poznać. To oni - jak się okazało - wspomagali moją rodzinę w tym trudnym dla niej okresie. Miałem więc okazję podziękować wszystkim za ich wielkie serca.
Przybyli też Marian Janusz i dyrektor szkoły, Zdzisław Baran, który przed stanem wojennym pełnił obowiązki zastępcy Mariana. Nowy szef natychmiast ustalił ze mną przydział czynności. Zaraz po pierwszomajowym święcie miałem rozpocząć naukę . Nauczyciele zrezygnowali z godzin nadliczbowych, abym miał pełny etat. Powiedział, że nie wie, jaką decyzję w mojej sprawie podejmie Kuratorium, ale ma pismo o cofnięciu mojego delegowania do pracy związkowej (również je otrzymałem, będąc jeszcze w obozie), a to oznacza dla niego, że jestem pełnoprawnym nauczycielem. Zresztą, bierze odpowiedzialność za swoją decyzję. Marian również pracuje od momentu swojego powrotu i nikt w tej sprawie z Kuratorium dotąd nie interweniował. Jedynie dyrektor był wzywany do Komitetu Miejskiego PZPR (sam był bezpartyjny) aby wyjaśnił, dlaczego młodzież w szkole witała Mariana Janusza bukietem złożonym z 13 goździków.
- Powiedziałem, - uśmiechnął się złośliwie dyrektor - że była to inicjatywa młodzieży, która w ten sposób chciała przywitać lubianego nauczyciela i swojego dyrektora, że to piękny gest, a kwiatów nie liczyłem, bo to nie leży w kompetencji dyrektora szkoły. Pana proszę, panie profesorze, aby był pan ostrożny w swoich wypowiedziach i w pokoju nauczycielskim, a zwłaszcza w rozmowach z młodzieżą, nie mówił nic o tym, co pan przeżył. Wie pan, licho nie śpi, a ktoś u nas donosi. Bo skąd wiedzieliby, ile kwiatków dostał pan Janusz?
Dla mnie to było oczywiste.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz