CZĘŚĆ II
NA „WOLNOŚCI"
I. „POWRÓT DO ITAKI"
Raźnym krokiem, choć objuczeni tobołami z odzieżą zimową i obozowymi pamiątkami, maszerowaliśmy ku stacji kolejowej NOWY ŁUPKÓW. Było nas sześciu: Banicki Edzio - zwany przez nas „Banitą", Kantor Adam - dawny WIN-owiec, który miał już za sobą więzienie PRL- owskie, ale też udział w wysadzaniu pomnika Lenina(o czym bezpieka nigdy się nie dowiedziała), Andrzej Kucharski, Jan Połoch, Andrzej Wyczawski i ja.
Było ciepło, słonecznie . Wiosna już na dobre rozgościła się w tej bieszczadzkiej krainie. Co raz oglądaliśmy się za siebie, machając w kierunku obozu, póki nie ucichły śpiewy kolegów . Ostatni raz spojrzeliśmy w tamtą stronę, ale już drzewa i krzaki, niczym naturalna kurtyna, odgrodziły nas od świata, w którym spędziliśmy ostatnie dwa tygodnie obozowego życia. Wtedy właśnie, wraz z dolatującym nas z nieboskłonu świergotem skowronka, dotarło do naszej świadomości, że jesteśmy naprawdę wolni.
Dotarliśmy do stacji kolejowej - pustej, z senną kasjerką. Mieliśmy najlepsze połączenie przez Sanok do Rzeszowa. Już nasze myśli były co raz bliżej domu, już wyobrażaliśmy sobie spotkanie z najbliższymi.
Podróż do Rzeszowa upłynęła na delektowaniu się widokami bieszczadzkich pejzaży i na drzemce, w trakcie której mieszały się obrazy naszego obozowego życia z marzeniami o domu - marzeniami, które niebawem miały stać się rzeczywistością.
Tęsknota za domem tak była silna, że nie zważając na koszty, postanowiliśmy w Rzeszowie wynająć taksówki, by - nie czekając przeszło godzinę na połączenie kolejowe - jak najszybciej znaleźć się wśród najbliższych. Rozpoznawaliśmy na nowo, w wiosennej krasie znajome krajobrazy, a z każdym kilometrem serce biło mocniej. Nasze milczenie przerywały pytania kierowcy, zaintrygowanego niecodziennymi, brodatymi pasażerami, odzianymi w zimową- nie pasującą do pory roku - odzież i dźwigającymi niekształtne toboły. Kiedy dowiedział się, że wiezie zwolnionych z internowania, dodał gazu - jakby odczytał nasze pragnienie jak najszybszego spotkania z rodzinami.
Serce biło mocno, kiedy zbliżałem się do domu. Już widok mojego osiedla jakby dodawał skrzydeł. Odprowadzany spojrzeniami ciekawych przechodniów, wszedłem miedzy szare, betonowe blokowisko.
I już jestem , przy swoim bloku . Wyłaniając się zza rogu , widzę przed wejściem do mojej klatki schodowej trzy małe dziewczynki, grające w gumę. Poznałem jedną z nich. To moja Kasieńka. Właśnie siedzi na ławce , przyglądając się skaczącej przez naciągniętą gumę koleżance. Chcę podejść niepostrzeżenie, ale dziecko, jakby coś wyczuło, bo nagle odwraca się, przyglądając mi się przez chwilę badawczo ,po czym , z okrzykiem „Taaatuś! - biegnie w moją stronę te parę kroków, rzucając mi się na szyję.
To była niezapomniana, radosna chwila. Już Kasi nie wypuszczałem z ramion, tylko tak ją trzymając, uwieszoną u mojej szyi i dźwigając jednocześnie toboły, wydrapałem się na trzecie piętro. Następne , równie radosne spotkanie nastąpiło za drzwiami. Łzy radości, łzy szczęścia żony i teściowej. I moje. Bartek jeszcze był w szkole, ale niebawem i on znalazł się w moich ramionach - trochę maskujący swoje prawdziwe uczucia, ale, gdy spojrzałem w jego zielone oczy, zobaczyłem i łzy, i radość, i ... dumę.
Z komentarza do wspomnienia z grudnia 2007r.:
Cóż... choć byłam wtedy mała, to też zapamiętałam tę Wigilijną Noc 81 roku. Pamietam, jak z Mamą, Babcią i Bratem klęczeliśmy przed Jezusem Ukrzyżowanym, zanim podzieliliśmy sie opłatkiem i modliliśmy sie za mojego Tatę i wszystkich uwięzionych... Tak... te święta Bożego narodzenia bez Taty, mimo , że miałam wówczas trzy latka, zostawiły ślad w mojej pamięci...
Pamiętam też moment powrotu mojego Taty... Siedziałam sobie z koleżanką pod klatką... Bawiłyśmy się... nagle odwróciłam głowę w kierunku jezdni i... zobaczyłam u smiechającego się do mnie pana z lekkim zarostem na twarzy... Chwilę mu się przyglądałam, próbując rozpoznac twarz... z kimś mi się przecież kojarzyła... Pan nadal się usmiechał, idąc w moim kierunku... serce mi zabiło... "Tatuś" - krzyknęłam...i wybiegłam na przeciw...a odległości między nami już nie było...
Dziękuję że JESTEŚ...
Kasia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz