Mój bloog to nie tylko własne przeżycia, ale też wspomnienia, przemyślenia dotyczące bieżących spraw. Pragnę, odkrywając przed innymi to, co mnie boli, interesuje, frapuje, zachęcić innych do wymiany poglądów, tudzież doświadczeń w prezentowanych tematach. Mam już bagaż doświadczeń życiowych, a jako świeżo emerytowany nauczyciel między pięćdziesiątką a sześćdziesiątką, czuję sie jeszcze potrzebny. Jestem już dziadkiem, choć na takiego nie wyglądam. Zajmuję się pszczelarzeniem, malowaniem, teatrem, pisaniem oraz działką. Parałem się też pracą samorządową, ale obecnie wyborcy zaproponowali mi czteroletni wypoczynek, dlatego też mam czas dla wszystkich, którym moje towarzystwo będzie miłe.

27 grudnia, 2017

Czas strachu, łez i nadziei (cd.) XXXVI - 04 września 2009

XXXVI.

NOWY ŁUPKÓW

     Transport, po dramatycznych przejściach w Uhercach, dał się nam we znaki. Ściśnięci  w „sukach „ jak śledzie, objuczeni  naszymi tobołami,  z często jeszcze zimową odzieżą (była przecież gorąca wiosna, a ja musiałem dźwigać na sobie ciężki zimowy płaszcz, w którym przybyłem do obozu), liczyliśmy tylko szalenie wydłużający się czas podróży. Modliliśmy się w duchu o jak najszybsze dotarcie do celu, gdyż wytrzymać  w  przesyconym potem powietrzu, w jednej pozycji, było niezwykle ciężko.
 Jeszcze w dodatku przesuwające się pod czaszką obrazy ostatnich wydarzeń przed transportem: pełna poniżenia rewizja, konfiskata  i zniszczenie  niektórych pamiątek obozowych, szyderstwa esbeków i klawiszy, na które nie mogliśmy odpowiedzieć. Czy mogliśmy zachować się bardziej godnie, bardziej bohatersko? - na przykład  wyrżnąć w pysk Łopuszańskiego , gdy deptał nasz znaczek solidarnościowy, albo ... stawiać czynny opór w trakcie ładowania nas do „suk". Co by to dało? Na pewno by nas spałowali , na pewno skuliby nas kajdankami... A więc,  mogłoby się to skończyć dla nas bardziej tragicznie. A tak - jesteśmy cali i  zdrowi. Tylko niesmak upokorzenia pozostał.
      Pamiętam, że nasza podróż trwała ponad godzinę. Kiedy dotarliśmy  na miejsce, do Zakładu Karnego  Nowy Łupków i wyszliśmy z „suk", przywitała nas kwietniowa śnieżyca.  I jeszcze jedna niespodzianka. Oto wita nas  życzliwymi, pełnymi pociechy słowami sam komendant, który czekał na nas przy samej bramie. Pyta, jakie mamy potrzeby  i zapewnia, że będziemy mieli wszelkie wygody, o które zadbają nasi „wychowawcy" oraz, że stąd wychodzi się tylko na wolność, czego nam  całego serca życzy. Prosi tylko, byśmy nie robili „grzałek" na wodę. Sympatyczny , starszy człowiek w mundurze - jakże różniący się od tego bufona w Uhercach.
    Rozlokowani zostaliśmy w dwóch parterowych pawilonach. Mieliśmy osobne pomieszczenie z umywalnią wyposażonąw prysznice, tak więc nie musieliśmy raz w tygodniu chodzić do łaźni, jak to było w Uhercach. Otrzymaliśmy na korytarz kuchenki elektryczne, termosy na gorącą wodę i duże grzałki elektryczne .W sąsiednim budynku znajdowała się  przestrzenna, czysta stołówka, do której chodziliśmy na obiady, o niebo lepsze niż w poprzednim obozie.
    Nasz „wychowawca", szczupły podporucznik, był jednocześnie opiekunem biblioteki i zarazem pracownikiem kulturalno-oświatowym w Zakładzie Karnym . W pewnym momencie zaczął mi się bacznie przyglądać.  Dopiero po tygodniu wyjaśniło się to jego zainteresowanie moja osobą.

Czas strachu, łez i nadziei (cd.)

piątek, 04 września 2009 0:01

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz