Mój bloog to nie tylko własne przeżycia, ale też wspomnienia, przemyślenia dotyczące bieżących spraw. Pragnę, odkrywając przed innymi to, co mnie boli, interesuje, frapuje, zachęcić innych do wymiany poglądów, tudzież doświadczeń w prezentowanych tematach. Mam już bagaż doświadczeń życiowych, a jako świeżo emerytowany nauczyciel między pięćdziesiątką a sześćdziesiątką, czuję sie jeszcze potrzebny. Jestem już dziadkiem, choć na takiego nie wyglądam. Zajmuję się pszczelarzeniem, malowaniem, teatrem, pisaniem oraz działką. Parałem się też pracą samorządową, ale obecnie wyborcy zaproponowali mi czteroletni wypoczynek, dlatego też mam czas dla wszystkich, którym moje towarzystwo będzie miłe.

27 grudnia, 2017

Czas strachu, łez i nadziei (cd.) XXXV - 23 sierpnia 2009

 Ten tekst powstał w trakcie  opisywanych wydarzeń i w oryginale, jako dokument, podpisany został przez moich kolegów . Ponieważ jest dość długi, zmuszony jestem podzielić go na części.
 
XXXV. 

BUNT-  relacja spisana na gorąco w trakcie buntu 18 kwietnia 1982 r.  w Uhercach - ośrodku odosobnienia internowanych działaczy solidarnościowych, przez  uczestnika , Tomasza Petry ( cz.1)

      Niedziela , 18. o4. 1982, godz. 21.45.
       Właśnie zakończyliśmy solidarnościowy apel wieczorny odśpiewaniem pieśni „Solidarni". W tym momencie kolega (Rafał Szymoński) z Katowic informuje nas o bardzo ciężkim stanie dwóch , cierpiących na klaustrofobię kolegów z celi 26 - Śledzia i Ryśka S., którzy w ub. sobotę mieli wyjść na wolność.
     Jak nam wiadomo było, nad kolegą Śledziem w szczególnie okrutny sposób znęcano się w śląskim więzieniu, celem wymuszenia podpisów, katując go i zamykając specjalnie w pojedynczej , małej celi, gdzie chłopak dostawał szału. Prawdopodobnie, aby go obecnie złamać i wykończyć psychicznie, specjalnie SB obiecywało mu zwolnienie i nie dotrzymywało obietnicy.
    Kolega S. informuje nas, że lekarz anestezjolog, dr Habela, znajdujący się przy chorych oświadczył, iż  dalszy ich pobyt tutaj zagraża ich życiu. W związku z tym będziemy starać się o wypuszczenie ich na wolność. W tym celu delegacja udaje się do dyżurnego oddziałowego i żąda przybycia komendanta obozu i funkcjonariuszy SB z Katowic. Po 30 minutowym oczekiwaniu dostajemy informację, ze komendant już się wybiera, natomiast  trwają poszukiwania funkcjonariuszy SB, ale ustalono „prawdopodobne" miejsce ich pobytu (zwykle mieszkają w hotelu obok obozu).
    Przy drzwiach wyjściowych pozostaje mała grupka, inni znajdują się w celach.
O godz. 23.30 na terenie obozu znajduje się już komendant i prawdopodobnie odnalezieni funkcjonariusze SB. Przysyła do oddziału oficera w stopniu podporucznika z propozycją, aby chorzy zgłosili się  do administracji. Jest to niemożliwe ze względu na ich stan. Delegacja domaga się przybycia na miejsce funkcjonariuszy SB i komendanta, i wydanie zezwolenia na opuszczenie obozu. Czas  - pół godziny. Po chwili wraca oficer (jest już 24.00) i prosi w imieniu komendanta o chwile zwłoki z rozpoczęciem akcji planowanej przez internowanych, bo właśnie próbują skontaktować się z płk. Grubą (KW MO w Katowicach) w sprawie uwolnienia chorych. Nasi delegaci dają czas 3o minut, chociaż już rozlegają się  głosy, że tu chodzi tylko o zwłokę w celu ściągnięcia posiłków ZOMO.
   Mija wyznaczony termin. Ponownie wszyscy internowani wyszli na zewnątrz przed pawilon i,  tłukąc w miski i beczkę, zaczęli skandować: "Uwolnić chorych!". Jest prawie pierwsza w nocy. Ktoś  na spacerowniku rozpalił ognisko z gazet i rupieci. Skandowanie umilkło. Wszyscy wracają  podekscytowani i zaczynają gromadzić materiał na barykadę (stare łóżka, taborety). Nie mamy złudzeń - żadnych rozmów nie będzie, najwyżej akcja ZOMO. Zdjęto kraty oddzielające oddziały . Oczekiwanie w napięciu. Ognisko płonie.
    Godz.2.00 - od kościoła widać światła samochodów milicyjnych. Jadą na sygnałach. Jest ich pięć, potem co chwilę  dojeżdżają następne. Są też dwie  karetki pogotowia.  Samochody stają przed bramą więzienną, wysypują się z nich ludzie. W budynku zamieszanie i budowa barykady. Nikt nie ma złudzeń. Wygaszamy wszystkie światła. Obserwujemy przez okna teren wokoło. Więzienie jest okrążone przez  funkcjonariuszy ZOMO z pałkami za pasem. Napięcie wzrasta. Z „kogucika" reflektor miga światłem.
     Kilku Ślązaków stoi przy ognisku. ZOMO na razie  jeszcze za podwójna siatką. Pod spacerownik z płonącym ogniskiem podchodzi por. Lipczyński, zwany też „Bandytą" ( z tej racji, że kiedyś szczególnie  znęcał się nad więźniami). Jest z jakimś funkcjonariuszem. W krótkiej rozmowie z naszymi „wartownikami" oświadcza, że nie wie, o co tu chodzi. Rozmowa zakończona. Na razie. Po dziesięciu minutach wraca z pięcioma ludźmi. Najpierw pod pawilon II, potem pod nasz. Znowu krótka rozmowa ze stojącymi przy ognisku. Proponują nam zaśpiewanie jakiejś piosenki. Wiemy, że to prowokacja - okazja dla ZOMO do wkroczenia. Nic z tego nie wyszło. Odchodzą, nucąc jedną z naszych pieśni. Myśleli, ze podchwycimy. Cisza. Nic się nie dzieje.
     Godz.3.00 - za siatką zomowcy krążą jak wilki, obserwują okna(wszystkie wygaszone). Wśród nich widzę naszego funkcjonariusza, kpt. Janiszewskiego („Hessa"). On właściwie prowadzi grupę. Rozstawia po dwie osoby co 3 - 4 metry, potem przemieszcza w inne miejsce.
    U nas napięcie. Światła wygaszone. Niektórzy modlą się w celach indywidualnie. Także ja polecam Matce Bożej nas wszystkich. Część ludzi położyła się spać w przekonaniu, że atak w nocy nie nastąpi. Koledzy ze Śląska zaproponowali rozebranie barykady, aby nie dawać ZOMO pretekstu. Tak też uczyniono. W ciągu dwudziestu minut łóżka  i taborety znalazły się na swoich miejscach, korytarz i klatkę schodowa zamieciono, kraty zawieszono. Wszyscy, poza kilkoma osobami, rozeszli się do sal.
   Nikt jednak nie śpi. Czuwamy przy oknach. Za siatka skuleni z zimna (jest przymrozek), kaszlący zomowcy z pałkami. Słychać przekleństwa, od czasu do czasu gwizd w nasza stronę.

Czas strachu, łez i nadziei (cd.)

niedziela, 23 sierpnia 2009 0:06

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz