Mój bloog to nie tylko własne przeżycia, ale też wspomnienia, przemyślenia dotyczące bieżących spraw. Pragnę, odkrywając przed innymi to, co mnie boli, interesuje, frapuje, zachęcić innych do wymiany poglądów, tudzież doświadczeń w prezentowanych tematach. Mam już bagaż doświadczeń życiowych, a jako świeżo emerytowany nauczyciel między pięćdziesiątką a sześćdziesiątką, czuję sie jeszcze potrzebny. Jestem już dziadkiem, choć na takiego nie wyglądam. Zajmuję się pszczelarzeniem, malowaniem, teatrem, pisaniem oraz działką. Parałem się też pracą samorządową, ale obecnie wyborcy zaproponowali mi czteroletni wypoczynek, dlatego też mam czas dla wszystkich, którym moje towarzystwo będzie miłe.

27 grudnia, 2017

Czas strachu, łez i nadziei (cd.) XXXIV - 15 sierpnia 2009

XXXIV. 

POWIEW WOLNOŚCI


    W drugiej połowie  marca wyszedł na wolność Marian Janusz, mój dyrektor. Wiele, w ciągu tych miesięcy wspólnie tu spędzonych, przegadaliśmy  o szkole, o kolegach, o wspólnych znajomych. Nasze żony również tam, na wolności odwiedzały się , przekazując sobie nawzajem informacje. Miałem okazję poznać go lepiej . Jeszcze, zanim został dyrektorem mojej szkoły, który przyszedł z zewnątrz, wiedziałem, że jest "swoim" człowiekiem. W szkole  był wymagający, ale też „ludzki", a najważniejsze, że bezpośrednio mówił „ w cztery  oczy" nauczycielowi to , co myśli, szanując jednocześnie jego godność. Potrafił stworzyć atmosferę wzajemnej życzliwości, więc grono nauczycielskie szanowało go i lubiło.
    Pewnego razu Marian przyniósł mi list od swojego przyjaciela, Romana, który przed stanem wojennym i w czasie jego trwania był inspektorem Powiatowego Wydziału Oświaty - człowieka bardzo życzliwego nauczycielom i przez nich szanowanego. Pamiętam, że jako szef „Solidarności"  nauczycielskiej, uzyskiwałem od niego wszelką pomoc w organizowaniu biura, a potem współpracowaliśmy w wielu dziedzinach dla dobra jarosławskiej oświaty. 
    W liście tym, przyjaciel Mariana - bądź  co bądź  przedstawiciel władzy - serdecznie pozdrawiał również mnie , wyrażając swoja troskę o nasze zdrowie, samopoczucie i życząc szybkiego powrotu. Trochę zakamuflowanym ( ze względu na cenzurę)  tekstem, wyraził  swoją prawdziwą opinię o tym , co się dzieje, o swoich nadgorliwych współpracownikach (jeden z nich  był ojcem funkcjonariusza SB, o którym już wcześniej wspomniałem i likwidował moje biuro), tym samym narażając swoją karierę zawodowa na szwank.
     Po wyjściu na wolność Marian nie omieszkał napisać do mnie list, przywieziony przez Krystynę. W liście tym dopisali się również inni pracownicy szkoły.
 
                                                                                       Jarosław, 1. 04. ,1982 r.  Drogi Tomku!
 Korzystając z możliwości przekazania listu, skreślam kilka słów. Oczywiście, wolałbym (jak i wszyscy życzliwi Ci , a jest ich naprawdę wiele), rozmawiać z Tobą osobiście tutaj na miejscu.
A wiec, dotarłem do celu szczęśliwie. Zaskoczenie duże. Przywitanie spokojne, ale bardzo szczere i wzruszające, zarówno przez młodzież jak i współpracowników. Uczę!!! I to jest bardzo dobre. Mam też wychowawstwo kl. 1-szej. Nie jestem jeszcze pewien  roku szkolnego następnego (weryfikacja!!). Nastroje w szkole spokojne, zakłócone nutką smutku z powodu braku Ciebie, tak naprawdę. Mnie jest trudno wytłumaczyć, dlaczego akurat ja wyszedłem , a Ty nie, ale wiesz przecież,  że tego  sami nie wiemy. Musisz więc jak najszybciej przybyć.
 Widziałem się z Januszem i Władkiem, wiem, że duże zmiany zaszły u Was. Krystyna (żona) opowie o reszcie (gawędziliśmy długo). Ja kończę, serdecznie Cie pozdrawiam, przesyłając pozdrowienia pozostałym kolegom, a szczególnie Frankowi, Waldkowi i Jasiowi (sąsiedzi). Życzeń świątecznych nie składam, gdyż wierzę, że będziesz już w domu.
                                                             Do zobaczenia - w domu!!!
                                                                                                            Marian
Do tego trzy dopiski:
                                   Serdeczne  pozdrowienia wiosenne przesyłamy wraz z ucałowaniami. Połowa naszych życzeń spełniła się, czekamy na spełnienie drugiej. Do zobaczenia. Krystyna  (nasza sekretarka - przyp. T.P.)
Pozdrowienia od całej księgowości.
                                                          Zyta, Stasia, Danuta, Teresa
Serdeczne pozdrowienia. Tomku, trzymaj się . Sercem jesteśmy z Tobą.. Dużo zdrowia, pokoju i optymizmu 
                                                           życzy Zbyszek z rodziną.

  Niestety, łudziłem się jakiś czas nadzieją. Niebawem przekonałem się,  że  na spełnienie tych życzeń trzeba będzie jeszcze trochę poczekać. Jednakże, z zapachem wiosny, poprzez ten list poczułem również zapach wolności. A to już bardzo dużo.  A że udało nam się wydrukować świąteczne kartki i ozdobić  je okolicznościową pieczątką obozową , korzystając z odwiedzin, przemyciłem  życzenia świąteczne do domu:
                                                                                 Uherce, 12. IV. 82.

                      Kochana Krysiu!
  Z okazji Zmartwychwstania Pańskiego przyjmij i przekaż wszystkim wokoło moje najgorętsze życzenia wszelkiej Łaski Bożej - tak w całym naszym domu,  jak i w rodzinie, i wśród przyjaciół. Nie pisałem  nigdzie życzeń. Dziękuję  za list i herbatę. Podziękowania dla p. Drozda z MZE-A Szkół za życzenia świąteczne i także dla klasy 4 drogowej i kolejowej. Nie chcę nic obiecywać. Może wyjdę  zaraz po świętach, albo  może później. Nie mam na to wpływu. Nie chcę też nikogo prosić o  pomoc. Jest tu wielu bardziej nieszczęśliwych i potrzebujących wolności (chorzy). Mieliśmy swój  Boży Grób, swoje nabożeństwa przed Wielkanocą i wspólne śniadanie w niedziele .Też w sobotę święciliśmy pokarm. Napisałem ładną pisankę . A teraz całuję mocno Ciebie, dzieci, babcię  i wszystkich wokół - Wasz niesforny Tomek.

    I tak, wspominając świąteczne wydarzenia,  powróciliśmy do obozowej rzeczywistości. Ale przyłapałem się na tym, że o wolności  myślę coraz częściej. Może wpływ na to miał list od Mariana , może też wiosna, a może też gronostaje.
    Często zachodziłem do świetlicy, której okna wychodziły na północ, na oświetlone słońcem wzgórze, na którego stoku stał nasz pawilon. Świeża traw zazieleniła się , zakrywając zeschłe badyle,  zaczęły kwitnąć stokrotki , podbiały i mogłem oglądać ten piękny kobierzec, rozciągający się aż  po horyzont.
   Celem moich wizyt w świetlicy była nie tylko potrzeba samotności, ale również „podglądanie" pary białych gronostajów, które, nie niepokojone  przez nikogo, wyłaziły z norek za siatką , stawały „ słupka", rozglądały się  i znikały, by za chwilę znowu pojawić się i zniknąć . Było w tej ich zabawie, albo zalotach tyle uroku, wdzięku, że nie mogłem oderwać od nich wzroku. Myślałem wtedy o wolności i, podziwiając ich grację , zwinność, jednocześnie zazdrościłem swobody.
    Kiedy musieliśmy w kwietniu opuścić Uherce  w wyniku buntu i przewiezieni zostaliśmy w nowe miejsce, tego widoku ze swawolącymi sobie zwierzątkami, brakowało mi bardzo.


Czas strachu, łez i nadziei (cd.)

sobota, 15 sierpnia 2009 0:26

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz