XXXIV.
POWIEW WOLNOŚCI
W drugiej połowie marca wyszedł na wolność Marian Janusz, mój dyrektor. Wiele, w ciągu tych miesięcy wspólnie tu spędzonych, przegadaliśmy o szkole, o kolegach, o wspólnych znajomych. Nasze żony również tam, na wolności odwiedzały się , przekazując sobie nawzajem informacje. Miałem okazję poznać go lepiej . Jeszcze, zanim został dyrektorem mojej szkoły, który przyszedł z zewnątrz, wiedziałem, że jest "swoim" człowiekiem. W szkole był wymagający, ale też „ludzki", a najważniejsze, że bezpośrednio mówił „ w cztery oczy" nauczycielowi to , co myśli, szanując jednocześnie jego godność. Potrafił stworzyć atmosferę wzajemnej życzliwości, więc grono nauczycielskie szanowało go i lubiło.
Pewnego razu Marian przyniósł mi list od swojego przyjaciela, Romana, który przed stanem wojennym i w czasie jego trwania był inspektorem Powiatowego Wydziału Oświaty - człowieka bardzo życzliwego nauczycielom i przez nich szanowanego. Pamiętam, że jako szef „Solidarności" nauczycielskiej, uzyskiwałem od niego wszelką pomoc w organizowaniu biura, a potem współpracowaliśmy w wielu dziedzinach dla dobra jarosławskiej oświaty.
W liście tym, przyjaciel Mariana - bądź co bądź przedstawiciel władzy - serdecznie pozdrawiał również mnie , wyrażając swoja troskę o nasze zdrowie, samopoczucie i życząc szybkiego powrotu. Trochę zakamuflowanym ( ze względu na cenzurę) tekstem, wyraził swoją prawdziwą opinię o tym , co się dzieje, o swoich nadgorliwych współpracownikach (jeden z nich był ojcem funkcjonariusza SB, o którym już wcześniej wspomniałem i likwidował moje biuro), tym samym narażając swoją karierę zawodowa na szwank.
Po wyjściu na wolność Marian nie omieszkał napisać do mnie list, przywieziony przez Krystynę. W liście tym dopisali się również inni pracownicy szkoły.
Jarosław, 1. 04. ,1982 r. Drogi Tomku!
Korzystając z możliwości przekazania listu, skreślam kilka słów. Oczywiście, wolałbym (jak i wszyscy życzliwi Ci , a jest ich naprawdę wiele), rozmawiać z Tobą osobiście tutaj na miejscu.
A wiec, dotarłem do celu szczęśliwie. Zaskoczenie duże. Przywitanie spokojne, ale bardzo szczere i wzruszające, zarówno przez młodzież jak i współpracowników. Uczę!!! I to jest bardzo dobre. Mam też wychowawstwo kl. 1-szej. Nie jestem jeszcze pewien roku szkolnego następnego (weryfikacja!!). Nastroje w szkole spokojne, zakłócone nutką smutku z powodu braku Ciebie, tak naprawdę. Mnie jest trudno wytłumaczyć, dlaczego akurat ja wyszedłem , a Ty nie, ale wiesz przecież, że tego sami nie wiemy. Musisz więc jak najszybciej przybyć.
Widziałem się z Januszem i Władkiem, wiem, że duże zmiany zaszły u Was. Krystyna (żona) opowie o reszcie (gawędziliśmy długo). Ja kończę, serdecznie Cie pozdrawiam, przesyłając pozdrowienia pozostałym kolegom, a szczególnie Frankowi, Waldkowi i Jasiowi (sąsiedzi). Życzeń świątecznych nie składam, gdyż wierzę, że będziesz już w domu.
Do zobaczenia - w domu!!!
Marian
Do tego trzy dopiski:
Serdeczne pozdrowienia wiosenne przesyłamy wraz z ucałowaniami. Połowa naszych życzeń spełniła się, czekamy na spełnienie drugiej. Do zobaczenia. Krystyna (nasza sekretarka - przyp. T.P.)
Pozdrowienia od całej księgowości.
Zyta, Stasia, Danuta, Teresa
Serdeczne pozdrowienia. Tomku, trzymaj się . Sercem jesteśmy z Tobą.. Dużo zdrowia, pokoju i optymizmu
życzy Zbyszek z rodziną.
Niestety, łudziłem się jakiś czas nadzieją. Niebawem przekonałem się, że na spełnienie tych życzeń trzeba będzie jeszcze trochę poczekać. Jednakże, z zapachem wiosny, poprzez ten list poczułem również zapach wolności. A to już bardzo dużo. A że udało nam się wydrukować świąteczne kartki i ozdobić je okolicznościową pieczątką obozową , korzystając z odwiedzin, przemyciłem życzenia świąteczne do domu:
Uherce, 12. IV. 82.
Kochana Krysiu!
Z okazji Zmartwychwstania Pańskiego przyjmij i przekaż wszystkim wokoło moje najgorętsze życzenia wszelkiej Łaski Bożej - tak w całym naszym domu, jak i w rodzinie, i wśród przyjaciół. Nie pisałem nigdzie życzeń. Dziękuję za list i herbatę. Podziękowania dla p. Drozda z MZE-A Szkół za życzenia świąteczne i także dla klasy 4 drogowej i kolejowej. Nie chcę nic obiecywać. Może wyjdę zaraz po świętach, albo może później. Nie mam na to wpływu. Nie chcę też nikogo prosić o pomoc. Jest tu wielu bardziej nieszczęśliwych i potrzebujących wolności (chorzy). Mieliśmy swój Boży Grób, swoje nabożeństwa przed Wielkanocą i wspólne śniadanie w niedziele .Też w sobotę święciliśmy pokarm. Napisałem ładną pisankę . A teraz całuję mocno Ciebie, dzieci, babcię i wszystkich wokół - Wasz niesforny Tomek.
I tak, wspominając świąteczne wydarzenia, powróciliśmy do obozowej rzeczywistości. Ale przyłapałem się na tym, że o wolności myślę coraz częściej. Może wpływ na to miał list od Mariana , może też wiosna, a może też gronostaje.
Często zachodziłem do świetlicy, której okna wychodziły na północ, na oświetlone słońcem wzgórze, na którego stoku stał nasz pawilon. Świeża traw zazieleniła się , zakrywając zeschłe badyle, zaczęły kwitnąć stokrotki , podbiały i mogłem oglądać ten piękny kobierzec, rozciągający się aż po horyzont.
Celem moich wizyt w świetlicy była nie tylko potrzeba samotności, ale również „podglądanie" pary białych gronostajów, które, nie niepokojone przez nikogo, wyłaziły z norek za siatką , stawały „ słupka", rozglądały się i znikały, by za chwilę znowu pojawić się i zniknąć . Było w tej ich zabawie, albo zalotach tyle uroku, wdzięku, że nie mogłem oderwać od nich wzroku. Myślałem wtedy o wolności i, podziwiając ich grację , zwinność, jednocześnie zazdrościłem swobody.
Kiedy musieliśmy w kwietniu opuścić Uherce w wyniku buntu i przewiezieni zostaliśmy w nowe miejsce, tego widoku ze swawolącymi sobie zwierzątkami, brakowało mi bardzo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz