Mój bloog to nie tylko własne przeżycia, ale też wspomnienia, przemyślenia dotyczące bieżących spraw. Pragnę, odkrywając przed innymi to, co mnie boli, interesuje, frapuje, zachęcić innych do wymiany poglądów, tudzież doświadczeń w prezentowanych tematach. Mam już bagaż doświadczeń życiowych, a jako świeżo emerytowany nauczyciel między pięćdziesiątką a sześćdziesiątką, czuję sie jeszcze potrzebny. Jestem już dziadkiem, choć na takiego nie wyglądam. Zajmuję się pszczelarzeniem, malowaniem, teatrem, pisaniem oraz działką. Parałem się też pracą samorządową, ale obecnie wyborcy zaproponowali mi czteroletni wypoczynek, dlatego też mam czas dla wszystkich, którym moje towarzystwo będzie miłe.

27 grudnia, 2017

Czas strachu, łez i nadziei (cd.) XXX - 17 czerwca 2009

XXX. 

ŚLĄZACY

            
      Luty szybko minął, śniegi stopniały. W powietrzu czuć było zbliżającą się wiosnę. Znowu większa grupa internowanych opuściła obóz. I znowu nadzieje i rozczarowania dla tych, co pozostali. Ale i do tego zdążyliśmy się powoli przyzwyczaić.
     Pewnego dnia kazano kolegom z piętra przenieść się do pustych cel na parterze, po drugiej stronie klatki schodowej. Tam, na końcu korytarza , po lewej stronie mieścił się gabinet lekarski naszego konowała - felczera, po prawej zaś była nie używana już cela-karcer. Kiedyś klawisz zaprowadził nas do tej celi i opowiedział, jakie tortury przechodzili tu skazani  - tortury, które zostały zlikwidowane po interwencji  „Solidarności". Cela nie miała okna, posiadała za to , zamiast łóżka,  przytwierdzoną na stałe do ściany  szeroką deskę , służąca za leże i stół jednocześnie. Nad drzwiami świeciła się jedynie słaba żarówka  i to było jedyne światło, które można było skazanemu wyłączać według widzimisię klawisza.
   W innej celi znajdowały się gry planszowe, również stół z „piłkarzami", zwanymi przez nas „michałkami",  stanowiącymi jedną z bardziej popularnych rozrywek internowanych. W tej celi zbieraliśmy się również na odprawianie nabożeństwa „Gorzkich żali", ponieważ rozpoczął się okres Wielkiego Postu. Modlitwom i śpiewom przewodniczyli tradycyjnie nasi koledzy : Waldek Mikołowicz „kapelan" i  Rysiek Buksa . Ta cela, po zajęciu innych,  nadal pozostała wolna do wspólnego użytku religijnego i rekreacyjnego.
     Był ciepły przedwiośniany, marcowy zmierzch, kiedy przez widoczną od nas bramę obozową zaczęły wjeżdżać  „suki", konwojowane przez milicyjne gaziki. Zajeżdżały kolejno przed opróżniony pawilon. Wychodzili z nich internowani. Wylegliśmy na spacerownik a także do okien i zaczęliśmy śpiewać nasze obozowe pieśni internowanych. Oni stanęli i podjęli pieśń „Solidarni - nasz jest ten dzień", podnosząc w górę dłonie ze znakiem „V".
    Po jakimś czasie  spora kolumna internowanych przybyła z tobołami do naszego pawilonu i została ulokowana na opróżnionym piętrze. Byli to działacze „Solidarności" ze Śląska, a wśród nich profesorowie wyższych uczelni, studenci, górnicy z kopalni „Wujek". Jeszcze raz zostali przez nas przywitani tą samą pieśnią, „Solidarni - nasz jest ten dzień". Gdy już rozlokowali się i zjedli kolację, wspólnie z nimi zaśpiewaliśmy przy kratach Apel Jasnogórski. To było niesamowite przeżycie dla nas i zapewne dla nich.
    Zaczął się nowy etap naszego przebywania w obozie, tym razem z kolegami ze Śląska. Dowiedzieliśmy się o wielu okropnościach, jakie przeżyli w śląskich, poniemieckich więzieniach, o bestialstwie tamtejszych esbeków i klawiszy. W obliczu ich opowieści doszliśmy do wniosku, że nasz obóz to „przedszkole".
     Najgorzej mieli internowani w obozie w Jaworznie. Byli systematycznie bici,  kopani, poniżani. Gdy ich wywożono, powiedziano im, że jadą do Kokotek, na lepsze warunki bytowe ( w Kokotkach obóz zorganizowany został w  normalnym ośrodku wczasowym). Nie wiedzieli, że jadą na drugi koniec Polski, w Bieszczady. Dopiero w połowie drogi, któryś z konwojujących ich milicjantów zdradził miejsce docelowe podróży. Za nimi jechały żony w kilku samochodach osobowych. Zupełnie nieprzygotowane do tak dalekiej drogi dotarły aż tutaj. 
    Nasze życie ze Ślązakami nabrało nowego blasku. Byli zaskoczeni swobodami, jakie sobie wywalczyliśmy. Szybko nawiązaliśmy  nowe znajomości, zaprzyjaźniliśmy się. Oni byli ciekawi naszej przeszłości, my - ich.

Czas strachu, łez i nadziei (cd.)

środa, 17 czerwca 2009 23:48

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz