Mój bloog to nie tylko własne przeżycia, ale też wspomnienia, przemyślenia dotyczące bieżących spraw. Pragnę, odkrywając przed innymi to, co mnie boli, interesuje, frapuje, zachęcić innych do wymiany poglądów, tudzież doświadczeń w prezentowanych tematach. Mam już bagaż doświadczeń życiowych, a jako świeżo emerytowany nauczyciel między pięćdziesiątką a sześćdziesiątką, czuję sie jeszcze potrzebny. Jestem już dziadkiem, choć na takiego nie wyglądam. Zajmuję się pszczelarzeniem, malowaniem, teatrem, pisaniem oraz działką. Parałem się też pracą samorządową, ale obecnie wyborcy zaproponowali mi czteroletni wypoczynek, dlatego też mam czas dla wszystkich, którym moje towarzystwo będzie miłe.

27 grudnia, 2017

Czas strachu, łez i nadziei (cd.) XXVIII - 14 maja 2009

XXVIII. 
 
ŻYCIE DUCHOWE


       Od momentu otwarcia cel i wprowadzenia swobody poruszania się , każdego wieczoru, o godzinie 21.00 gromadziliśmy się  na korytarzu przy klatce schodowej, na Apel Jasnogórski. Była to zapewne inicjatywa  Rysia Buksy - nauczyciela z Przemyśla ,  naszego Waldka Mikołowicza, zwanego - z racji swych silnych związków z duchowieństwem - „kamedułą" i prawdopodobnie starszego polonisty z Sanoka  lub z Jasła , którego nazwiska już nie pamiętam. Oni to przede wszystkim dbali o rozwój życia religijnego w naszym więziennym pawilonie.
        Apel Jasnogórski rozpoczynaliśmy modlitwą wieczorną , po której śpiewaliśmy pieśń „Maryjo, Królowo Polski", następnie „Solidarni - nasz jest ten dzień", Waldkową pieśń ze strajku rolników w Rzeszowie „Nie bójcie się, nie jesteście sami", „O Boże, który jesteś w Niebie",  i kończyliśmy pieśnią wieczorną  „Wszystkie nasze dzienne sprawy". Niebawem też  rano, po śniadaniu zbieraliśmy się w tym samym miejscu na modlitwę poranną, zaczynając pieśnią „Kiedy ranne wstają zorze". Wszystko to odbywało się obok dyżurki klawiszy, którzy na ten czas dyskretnie znikali z pola naszego widzenia.
      Oczywiście, udział w tych modlitwach był dobrowolny i, choć nie wszyscy internowani w nich uczestniczyli, to z każdym dniem grupa przy kratach powiększała się. Po prostu, dla jednych była to wyraźna potrzeba  religijna, dla innych - jakieś urozmaicenie monotonnego życia więziennego, dla jeszcze innych - okazja do manifestacji postawy patriotycznej i solidarnościowej.
       Jak już wcześniej wspomniałem,  obsługujący nas więźniowie, oprócz posiłków dostarczali nam nielegalnie brzeszczoty i kable do grzałek, a także nowiutkie trzewiki skradzione z magazynu, koszule i czapki więzienne, prześcieradła, otrzymując  od nas herbatę na „czaj", czekoladę i papierosy z darów, a także masłopodobną margarynę, której mieliśmy pod dostatkiem.
     Tak zdobyte prześcieradła  „przerabialiśmy", na chusty, na których koledzy z Krosna  rysowali długopisami a później flamastrami różne obrazki: wizerunki  Chrystusa, Matki Boskiej, „pejzaże" więzienne. Wszystko to, opatrzone podpisami internowanych, przemycane było podczas „widzeń" na zewnątrz. Jakoś wydało się, że mam plastyczne wykształcenie, więc koledzy z przemyskiej grupy, pozazdrościwszy krośnianom ich pomysłów, zlecili mi robotę. Musiałem więc wykonać kilka chust z malowanym flamastrami wizerunkiem matki Boskiej Częstochowskiej. Jedną z nich , Waldek Mikołowiczw imieniu internowanych  wręczył później w darze Ojcu Świętemu, Janowi Pawłowi II, podczas Jego pielgrzymki do Polski. Druga - o ile pamiętam - trafiła do ks.abpa Ignacego Tokarczuka.
      Miałem w związku z tymi zleceniami dużo zajęcia  - tak, że  nie mogłem uczestniczyć  w kursach j. angielskiego, które prowadził  Adaś  Szostkiewicz.
      Potem doszły jeszcze inne prace. Zaczęliśmy wyrabiać drewniane krzyżyki z napisem: <„Solidarność"- Uherce 1981-1982>. Z braku naturalnego surowca, poświęcaliśmy na ten cel boczne listewki więziennych taboretów i klepki parkietu, które mozolnie obrabiane nożem , piłką do metalu i szkłem, przemieniały się  w zgrabne pamiątki, ofiarowywane naszym przyjaciołom na zewnątrz i odwiedzającym nas kapłanom.
     Obok przedmiotów sakralnych, zaczęliśmy wyrabiać pieczątki obozowe w ramach tzw. „Poczty Obozowej". Robiliśmy je z szerokich, płaskich gumek do mazania, tzw. „myszek" oraz dostarczonych nam przez więźniów kawałków linoleum. Linoryty  przedstawiały także  Chrystusa Zmartwychwstałego, Lecha Wałęsę i inne antyreżymowe obrazki. Ktoś zrobił farbę drukarską  i odbijało się pieczątki na papierze, na kartkach pocztowych, na chustach. Wszystko to przemycane było na zewnątrz, do powszechnego użytku „poza cenzurą".

Czas strachu, łez i nadziei (cd.)

czwartek, 14 maja 2009 1:33

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz