XXVIII.
ŻYCIE DUCHOWE
Od momentu otwarcia cel i wprowadzenia swobody poruszania się , każdego wieczoru, o godzinie 21.00 gromadziliśmy się na korytarzu przy klatce schodowej, na Apel Jasnogórski. Była to zapewne inicjatywa Rysia Buksy - nauczyciela z Przemyśla , naszego Waldka Mikołowicza, zwanego - z racji swych silnych związków z duchowieństwem - „kamedułą" i prawdopodobnie starszego polonisty z Sanoka lub z Jasła , którego nazwiska już nie pamiętam. Oni to przede wszystkim dbali o rozwój życia religijnego w naszym więziennym pawilonie.
Apel Jasnogórski rozpoczynaliśmy modlitwą wieczorną , po której śpiewaliśmy pieśń „Maryjo, Królowo Polski", następnie „Solidarni - nasz jest ten dzień", Waldkową pieśń ze strajku rolników w Rzeszowie „Nie bójcie się, nie jesteście sami", „O Boże, który jesteś w Niebie", i kończyliśmy pieśnią wieczorną „Wszystkie nasze dzienne sprawy". Niebawem też rano, po śniadaniu zbieraliśmy się w tym samym miejscu na modlitwę poranną, zaczynając pieśnią „Kiedy ranne wstają zorze". Wszystko to odbywało się obok dyżurki klawiszy, którzy na ten czas dyskretnie znikali z pola naszego widzenia.
Oczywiście, udział w tych modlitwach był dobrowolny i, choć nie wszyscy internowani w nich uczestniczyli, to z każdym dniem grupa przy kratach powiększała się. Po prostu, dla jednych była to wyraźna potrzeba religijna, dla innych - jakieś urozmaicenie monotonnego życia więziennego, dla jeszcze innych - okazja do manifestacji postawy patriotycznej i solidarnościowej.
Jak już wcześniej wspomniałem, obsługujący nas więźniowie, oprócz posiłków dostarczali nam nielegalnie brzeszczoty i kable do grzałek, a także nowiutkie trzewiki skradzione z magazynu, koszule i czapki więzienne, prześcieradła, otrzymując od nas herbatę na „czaj", czekoladę i papierosy z darów, a także masłopodobną margarynę, której mieliśmy pod dostatkiem.
Tak zdobyte prześcieradła „przerabialiśmy", na chusty, na których koledzy z Krosna rysowali długopisami a później flamastrami różne obrazki: wizerunki Chrystusa, Matki Boskiej, „pejzaże" więzienne. Wszystko to, opatrzone podpisami internowanych, przemycane było podczas „widzeń" na zewnątrz. Jakoś wydało się, że mam plastyczne wykształcenie, więc koledzy z przemyskiej grupy, pozazdrościwszy krośnianom ich pomysłów, zlecili mi robotę. Musiałem więc wykonać kilka chust z malowanym flamastrami wizerunkiem matki Boskiej Częstochowskiej. Jedną z nich , Waldek Mikołowiczw imieniu internowanych wręczył później w darze Ojcu Świętemu, Janowi Pawłowi II, podczas Jego pielgrzymki do Polski. Druga - o ile pamiętam - trafiła do ks.abpa Ignacego Tokarczuka.
Miałem w związku z tymi zleceniami dużo zajęcia - tak, że nie mogłem uczestniczyć w kursach j. angielskiego, które prowadził Adaś Szostkiewicz.
Potem doszły jeszcze inne prace. Zaczęliśmy wyrabiać drewniane krzyżyki z napisem: <„Solidarność"- Uherce 1981-1982>. Z braku naturalnego surowca, poświęcaliśmy na ten cel boczne listewki więziennych taboretów i klepki parkietu, które mozolnie obrabiane nożem , piłką do metalu i szkłem, przemieniały się w zgrabne pamiątki, ofiarowywane naszym przyjaciołom na zewnątrz i odwiedzającym nas kapłanom.
Obok przedmiotów sakralnych, zaczęliśmy wyrabiać pieczątki obozowe w ramach tzw. „Poczty Obozowej". Robiliśmy je z szerokich, płaskich gumek do mazania, tzw. „myszek" oraz dostarczonych nam przez więźniów kawałków linoleum. Linoryty przedstawiały także Chrystusa Zmartwychwstałego, Lecha Wałęsę i inne antyreżymowe obrazki. Ktoś zrobił farbę drukarską i odbijało się pieczątki na papierze, na kartkach pocztowych, na chustach. Wszystko to przemycane było na zewnątrz, do powszechnego użytku „poza cenzurą".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz