Mój bloog to nie tylko własne przeżycia, ale też wspomnienia, przemyślenia dotyczące bieżących spraw. Pragnę, odkrywając przed innymi to, co mnie boli, interesuje, frapuje, zachęcić innych do wymiany poglądów, tudzież doświadczeń w prezentowanych tematach. Mam już bagaż doświadczeń życiowych, a jako świeżo emerytowany nauczyciel między pięćdziesiątką a sześćdziesiątką, czuję sie jeszcze potrzebny. Jestem już dziadkiem, choć na takiego nie wyglądam. Zajmuję się pszczelarzeniem, malowaniem, teatrem, pisaniem oraz działką. Parałem się też pracą samorządową, ale obecnie wyborcy zaproponowali mi czteroletni wypoczynek, dlatego też mam czas dla wszystkich, którym moje towarzystwo będzie miłe.

27 grudnia, 2017

Czas strachu, łez i nadziei (cd.) XXVII - 02 maja 2009

XXVII. 

AMNESTY INTERNATIONAL


    Pewnego zimowego dnia odwiedzili nas przedstawiciele Amnesty International, w związku z czym powstało niemałe zamieszanie, obnażające obłudę naszych władz więziennych.
    Właśnie wróciliśmy z łaźni, gdzie otrzymaliśmy świeże poszwy i prześcieradła , prosto z pralni. Oczywiście, daleko im było do białości, niewiele były jaśniejsze od szarych, więziennych koszul. Ponadto obfitowały w wszelakiego rodzaju plamy, plamki, budzące różne domysły. Z początku brzydziłem się spać w takiej pościeli, ale z biegiem czasu trzeba było się przyzwyczaić.
     Właśnie skończyliśmy jej nawlekanie , gdy któryś z kolegów zwrócił uwagę na  klawiszy, biegnących w kierunku naszego pawilonu,  a za nimi więźniów, taszczących jakieś pakunki. Sprawa wyjaśniła się , gdy zdyszany klawisz wpadł dosłownie do celi, a za nim więzień z czystą, bielutką jak śnieg pościelą, jeszcze z metkami zakładu szwalniczego. Inni klawisze rozbiegli się po celach i kazali szybko zmieniać pościel.
     Niektórzy tylko koledzy posłuchali polecenia, ale wielu z nas, którzy wiedzieli, o co chodzi, odmówiło. Zaczęły się więc prośby, , niemalże błagania, aby nie utrudniać, bo delegacja Amnesty International jest już u komendanta. Nie posłuchaliśmy. Niedługo też zobaczyliśmy trzech panów i kobietę w towarzystwie komendanta oraz kilku oficerów służby więziennej, zmierzających do naszego pawilonu.
      Wreszcie przyszli. Klawisze  mocno zdenerwowani, my zaś uradowani - taki kontrast nastrojów, jak kolory świeżej pościeli - tej spod igły i tej, jaką nam stale serwowano do wymiany. Serdecznie powitaliśmy delegacje. Wprawdzie był tłumacz, ale Adaś Szostkiewicz, biegle władający j. angielskim, w naszym imieniu rozmawiał z gośćmi. Pokazaliśmy te dwa rodzaje pościeli, nasz sanitariat, nieszczelne okna. Z satysfakcją obserwowaliśmy zirytowanego komendanta, który był cały czerwony i spocony. Nie mógł nam zabronić mówienie  o tym, co nas bolało. Na pytanie delegatów o przedstawioną sytuację obiecał, że wszystkie usterki będą usunięte, a nasze warunki bytowania ulegną poprawie. Nie można było tak od początku? Trzeba było aż takiego blamażu?...
      Rzeczywiście, jeszcze tego samego dnia  z „kołchoźnika", zamiast „Regulaminu" i propagandy, zaczęła płynąc kojąca muzyka. Znaleźli się szklarze, którzy wymienili szyby w oknach i uszczelnili szpary. Otrzymaliśmy komplet środków czystości do kibla, zamontowano „parawan" z prześcieradła, natomiast na korytarzach pojawiły się kuchenki elektryczne i termosy na gorącą wodę , duża grzałka, zaś cele nie były już zamykane. Zezwolono nam również na swobodne poruszanie się po wszystkich celach, także tych na piętrze, gdzie znajdowali się internowani z woj. krośnieńskiego. Mogliśmy również wychodzić bez nadzoru, o dowolnej porze na spacerownik, oglądać telewizję  w świetlicy. Skończyło się gaszenie światła po wieczornym sprawdzeniu obecności. Nie trzeba było też zrywać się na pobudkę - po prostu, wchodził klawisz , mówił „Dzień dobry", przeliczył  stan obecnych, pytał o samopoczucie, o potrzeby i wychodził. Sądzę, że i dla klawiszy było to wygodniejsze. Kipisz ograniczały się do zabierania nam grzałek „betoniarek", bo -„skoro jest grzałka na korytarzu, to po co wam te domowej roboty, podłączone do lamp  u sufitu i powodujące nieustannie awarie prądu w całym bloku?" A nam właśnie o te awarie chodziło, o wysokie zużycie prądu. To była też nasza forma walki z systemem komunistycznym. Nie zwykła przekora,  nie nawyk, ale świadome działanie sabotażowe, mające podłoże polityczne. Dlatego też, w miejsce skonfiskowanych „betoniarek" powstawały następne i nadal gotowaliśmy wodę w litrowych słoikach.

       I była jeszcze jedna wizyta zagraniczna , tym razem z Międzynarodowego Czerwonego Krzyża -  gdzieś niedaleko tej. Zapamiętałem ją  szczególnie z powodu... papierosów.
       Miałem za sobą paroletni okres abstynencji  nikotynowej. Jednak w obozie papieros był jednym ze środków uspokojenia nerwów. Nasze cele były przesiąknięte dymem. Szczególnymi palaczami byli nasi dwaj kolejarze, Staszkowie. W papierosy zaopatrywał nas sierżant „Wypiska". Były to odrzuty z zakładów tytoniowych, sprzedawane na wagę . Można było kupić luzem całą torbę długich, nie pokrojonych na właściwy wymiar papierosów. Nic więc dziwnego, że w tej sytuacji wróciłem do nałogu.
      Delegacja MCK przywiozła sporo witamin,  podstawowych leków, a także całe kartony papierosów KAMELI. Pierwszy raz widziałem takie papierosy z wielbłądem  na paczce, elegancko zafoliowane. Niektórzy tylko koledzy widzieli je w sklepach PEWEX-u, ale te sklepy  nie były dostępne dla wszystkich  Polaków.

Czas strachu, łez i nadziei (cd.)

sobota, 02 maja 2009 0:00

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz