Mój bloog to nie tylko własne przeżycia, ale też wspomnienia, przemyślenia dotyczące bieżących spraw. Pragnę, odkrywając przed innymi to, co mnie boli, interesuje, frapuje, zachęcić innych do wymiany poglądów, tudzież doświadczeń w prezentowanych tematach. Mam już bagaż doświadczeń życiowych, a jako świeżo emerytowany nauczyciel między pięćdziesiątką a sześćdziesiątką, czuję sie jeszcze potrzebny. Jestem już dziadkiem, choć na takiego nie wyglądam. Zajmuję się pszczelarzeniem, malowaniem, teatrem, pisaniem oraz działką. Parałem się też pracą samorządową, ale obecnie wyborcy zaproponowali mi czteroletni wypoczynek, dlatego też mam czas dla wszystkich, którym moje towarzystwo będzie miłe.

27 grudnia, 2017

Czas strachu, łez i nadziei (cd.) XX - 11 marca 2009

XX. 

CIENIE I BLASKI

       To, że nasza  cela była wielkości dużej sali lekcyjnej,  dla mnie, nauczyciela, miało duże znaczenie, bowiem -  w nieznacznym, co prawda, stopniu, ale jednak - łagodziło ogólne odczuwanie faktu, że jest się w więzieniu. Gdyby nie kraty w oknach, brak włącznika  światła, „judasz" w drzwiach, kibelek z umywalką w kącie, odgrodzony niskim murkiem, nikt by nie powiedział, że to cela więzienna. A piętrowe, metalowe łóżka? No cóż, czasem tak też urządzało się sale lekcyjne w czasie wakacji, przekształcając szkołę w  letni ośrodek kolonijny. A więc, widok raczej dla mnie swojski.
     Okna celi skierowane były na południowy zachód, z widokiem na spacerownik, boisko sportowe i przylegający do niego z lewej strony, prostopadle do naszego, parterowy pawilon więźniów kryminalnych. Dalej, na wprost, teren obniżał się i  widzieliśmy równoległy do naszego, również piętrowy pawilon  więzienny, spoza którego wyłaniały się zabudowania administracyjne  z komendanturą  oraz gospodarcze, z warsztatami, magazynami i łaźnią, do której co jakiś czas nas prowadzono.  Na prawo  od tych budynków widoczne były wieżyczki wartownicze - „koguciki" z dużą bramą  niejako wtopioną w podwójne, wysokie ogrodzenie siatkowe z dwoma rzędami drutów kolczastych u szczytu.
    Tam, za bramą, na prawo rozciągały się wzgórza z kilkoma blokami mieszkalnymi dla personelu obsługującego więzienie, zaś w dolinie , wśród drzew jaśniał bielą kościół, do którego obowiązkowo pierwsze swe kroki kierowali wszyscy internowani, wychodzący na wolność. Przy kościele wiła się szosa, która  potem uciekała w prawo, pnąc się wzdłuż zamykających widok od południa , porośniętych lasem wzgórz. Gdzieś , za kościołem i częściowo wzdłuż szosy widoczne były pojedyncze zabudowania wiejskie, które nasuwały myśl o toczącym się  spokojnym , rodzinnym życiu.

     Koledzy w celi  reprezentowali komisje związkowe różnych branż. Wraz z Andrzejem Dolatą i Januszem Kurowskim uzupełniliśmy skład zawodowy tej kilkunastoosobowej celi. Właściwie Janusz, najmłodszy spośród nas, był bez zawodu, gdyż po ukończeniu szkoły średniej został zaangażowany jako pracownik obsługi biura „Solidarności" przemyskiej. Pozostali, to: kolejarze, rolnicy, urzędnicy, robotnicy.
     Staszek Płatko i Staszek Baran to dwaj kolejarze z Przemyśla. Płatko był tym, który chodził z młotkiem po peronie i co jakiś czas stukał nim w koło wagonu. Palił papierosy jeden za drugim. Był bardzo nerwowy i głośny w domaganiu się od władz więziennych i klawiszy przysługujących nam uprawnień. Muszę przyznać, że te przymioty uczyniły go nieformalnym liderem, przywódcą celi.
      Staszek Baran - ten, którego nocną rozmową  uratowałem od popełnienia samobójstwa - był raczej zamknięty wewnętrznie. Trzeba było zdobyć jego zaufanie, aby coś więcej o sobie powiedział ( po obaleniu komuny został posłem na Sejm z ramienia „Solidarności").
    Byli również przedstawiciele „Solidarności" RI : Kazimierz Bajcar -rolnik z Kaszyc; Henio Cząstka z Kisielowa - uczestnik protestów chłopskich i sygnatariusz Porozumień Ustrzycko-Rzeszowskich; Józef Duchoń - pracownik biura „S" RI;  Roman Rzepecki - rolnik z Dzikowa.
    Trzymali się razem dwaj pracownicy lubaczowskiego zakładu produkującego zamki - Jan Połoch i  Zbyszek Woszczak . Jan , jako starszy wiekiem, otaczał młodego , szczupłego , nie mogącego pogodzić się ze swoim losem Zbyszka, ojcowską opieką - tak, jakby czuł się odpowiedzialny za niego. Był również Alek Banaś, który dzielnie znosił internowanie, ale po wyjściu z obozu, o czym dowiedzieliśmy się później, tragicznie zmarł.
     Z  początkiem stycznia  dowieziono do naszej celi Adasia Szostkiewicza, o którym już wcześniej wspomniałem (dziś jest znanym dziennikarzem „Polityki", często też występującym w telewizji).
     Wiosną dołączył do nas również działacz „Solidarności" Regionu Mazowsze, Staszek Kosiński - niezwykle inteligentny i z wielkim poczuciem humoru  człowiek, który później , w obozie w Łupkowie poślubił swoja narzeczoną, a na urządzonym w stołówce więziennej  przyjęciu weselnym mieli świetnie bawić się -  jak opowiadał Waldek Mikołowicz - internowani i... klawisze.
    Wszyscy mieszkańcy celi nr 12 to ludzie różniący się pod względem wieku, statusu społecznego zawodowego, wykształcenia, temperamentu, o często tak kontrastowych osobowościach, jak w naturze ogień i woda. Nic więc dziwnego, że po jakimś czasie różnice te zaczęły dawać o sobie znać. Rodziły się konflikty o byle drobnostki. Pobili się na przykład dwaj, różni wiekiem koledzy, o ... cukierki. Nerwy puszczały ludziom z byle powodu. Zapewne tęsknota za rodziną, poczucie krzywdy i bezsilności oraz kraty więzienne - wszystko to składało się na nienajlepsze nastroje wśród nas. Trochę sytuację rozładowało późniejsze otwarcie cel i możliwość swobodnego odwiedzania się , udostępnienie świetlicy oraz celi z „michałkami" (gra w futbol), a także szachy, karty i książki.  Tak, biblioteka więzienna była zaopatrzona w dobre pozycje. To tutaj , po raz pierwszy od wielu, wielu lat mogłem więcej czasu poświęcić  nie na przypominanie sobie lektur szkolnych, ale na czytanie innych ciekawych pozycji z różnych dziedzin, jak choćby „Żywoty Cezarów" Swetoniusza, którą to książkę „pochłonąłem" w ciągu dwóch dni.          

Czas strachu, łez i nadziei (cd.)

środa, 11 marca 2009 1:17

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz