Mój bloog to nie tylko własne przeżycia, ale też wspomnienia, przemyślenia dotyczące bieżących spraw. Pragnę, odkrywając przed innymi to, co mnie boli, interesuje, frapuje, zachęcić innych do wymiany poglądów, tudzież doświadczeń w prezentowanych tematach. Mam już bagaż doświadczeń życiowych, a jako świeżo emerytowany nauczyciel między pięćdziesiątką a sześćdziesiątką, czuję sie jeszcze potrzebny. Jestem już dziadkiem, choć na takiego nie wyglądam. Zajmuję się pszczelarzeniem, malowaniem, teatrem, pisaniem oraz działką. Parałem się też pracą samorządową, ale obecnie wyborcy zaproponowali mi czteroletni wypoczynek, dlatego też mam czas dla wszystkich, którym moje towarzystwo będzie miłe.

26 grudnia, 2017

Czas strachu, łez i nadziei (cd.) VI - 29 grudnia 2008

VI.

ŻYCIE OBOZOWE  
   
     Było zimno, za oknem kilkunastostopniowy mróz, zadymka. W celi również chłodno, nawet pod kocem obleczonym w szarą poszwę. W pewnym momencie poczułem, że od okna sypie mi na głowę śniegiem. No, jasne - szyba wybita, dziura przytkana dyktą, same ramy również niezbyt szczelnie przylegają do futryny. Musiałem przykryć się dodatkowo płaszczem, ową „bundą", którą wziąłem na szczęście z domu. Wpierw jednak odwróciłem się nogami w stronę okna. Mimo wszystko, dobrze mi się spało tej nocy.
    Pobudkę o świcie, gdy za oknem było jeszcze ciemno, sygnalizował zgrzyt klucza w zamku, odsuwanego rygla, i ostry krzyk klawisza: -Pobudka! Wstaaawać!- przy jednoczesnym rozbłysku czterech sufitowych żarówek.
Potem już ten element porannego rytuału uległ zmianie, bowiem bardziej zżyci z nami klawisze budzili nas łagodnie: -Dzień dobry panom, proszę wstawać. Jak się spało? - i tym podobne odzywki, czasem przeplatane jakimś dowcipnym elementem. Ale to było później.
    Wyskakiwaliśmy więc z ciepłej pościeli na zimny parkiet, w pośpiechu wdziewając buty, wychodziliśmy na korytarz po taborety z odzieżą, czym prędzej ją wdziewając. W tym czasie klawisz przeliczył wszystkich. Potem kolejka za murek, do umywalki z lodowatą wodą. Trzeba było trochę zmniejszyć swoje gabaryty, bo równocześnie kolega musiał inną potrzebę załatwić w usytuowanej obok muszli klozetowej. Zatem zupełny dyskomfort, polegający nie tylko na utrudnieniach w oporządzaniu się, ale również na złamaniu zasady intymności. Wszystko, co robiliśmy (i do tego musieliśmy się przyzwyczaić), przede wszystkim zaś czynności fizjologiczne, właściwie stały się czynnościami publicznymi, ze wszystkimi tego efektami fonetyczno-zapachowymi. A byli wśród nas ludzie w bardzo szerokim przekroju wiekowym, mający też przypadłości gastryczne, które w tych warunkach pogłębiały się. Na tym też tle wybuchały często konflikty i nieporozumienia miedzy internowanymi.
    Potem należało posłać nasze łóżka. Na moim, w miejscu, gdzie miałem nogi, ukształtowała się w ciągu nocy miniaturowa zaspa. Była nienaruszona, bowiem chroniąc się pod płaszczem przed chłodem, spałem w pozycji płodowej, z podkurczonymi nogami.
    Po oporządzeniu, gdzieś ok. godziny szóstej dało się słyszeć szuranie pojemników w korytarzu, otwieranie cel. To więźniowie z sąsiedniego pawilonu roznosili śniadanie: zupę mleczną, bochenek chleba na celę, kostkę margaryny, dżem. Czasem, zamiast zupy mlecznej była czarna kawa zbożowa lub półsłodka herbata, nalewana przez więźniów z dużej, 25-litrowej kany.
      Śniadanie nie było takie złe, w porównaniu z tym, co nam niedawno serwowano w celi przemyskiego aresztu. Być może wygłodzenie, albo inna, wspólnotowa atmosfera i brak latrynowego smrodu na to wpłynęły. Trzeba było jeszcze uporać się z myciem aluminiowych misek, łyżek i zębów w lodowatej wodzie. No i znowu, po śniadaniu, problemy fizjologiczne niektórych kolegów.
      Około ósmej ogłoszono czas spaceru. Dwa spacerowniki w kształcie długiego prostokąta, ogrodzone i przykryte siatką, usytuowane były pod oknami cel, po obu stronach bramy wejściowej do pawilony. Wchodziło się do każdego z nich przez zamykaną bramkę pilnowaną przez klawisza. Chodziło się gęsiego, wzdłuż siatki, dookoła spacerownika.
      Najpierw spacerowali koledzy z piętra - internowani z woj. krośnieńskiego i z Sanoka, a potem pozostali z woj. przemyskiego. Wszyscy usadowiliśmy się przy kratach w oknach, wzajemnie wymieniając informacje ze spacerującymi.
      W pewnym momencie zobaczyłem kolegów z Jarosławia, a wśród nich swojego dyrektora, Mariana Janusza, którego internowano ze wszystkimi 13 grudnia. Poznał mnie i mimo zakazu ze strony strażników, za każdym okrążeniem zamieniliśmy parę słów, informując się wzajemnie o sytuacji w szkole, w mieście i w rodzinach. (Potem, gdy cele stały już otworem, i mogliśmy swobodnie przemieszczać się, przeszliśmy na „ty").
     Po spacerze, aż do obiadu, w rozmowach z kolegami zbieraliśmy dodatkowe informacje o poszczególnych klawiszach, o panujących tu zwyczajach. I tak czas powoli upływał. Obiad roznoszony przez więźniów nie należał do smacznych. Po obiedzie przyszedł gruby sierżant, zwany przez kolegów „Wypiską". Zbierał zamówienia na papierosy, papier listowy, herbatę - czyli robił tzw. „wypiskę" i stąd jego przydomek. Każdy miał swoja kartę, w której był rejestrowany zakupiony produkt. Tylko my, trzej nowicjusze, takich kart nie mieliśmy, ale „Wypiska" natychmiast nam je założył. Nie posiadałem jeszcze pieniędzy, więc wziąłem na kredyt papier listowy, długopis, koperty i znaczki. Jedynie papierosy, które z nudów zacząłem znowu palić, pochodziły z zapasów kolegów.
    I tak mijał dzień. Uciąłem sobie chwilę drzemki, którą przerwało szuranie po korytarzu i otwieranie cel. Przynieśli kolację: herbatę zaprawioną bromem, kostkę margaryny, chleb. Zaczęliśmy spożywać, gdy nagle włączone zostały głośniki - tradycyjne „kołchoźniki" i zaczęto odczytywać nam „Regulamin więzienny". Rozsierdziło to, pełniącego rolę „przywódcy" w celi, starszego kolejarza, Stanisława Płatka, który klnąc niemiłosiernie, rzucił w głośnik butem.
 - Co wy, kurwa, pierdolicie! - krzyczał w stronę głośnika Stanisław.- Nas to gówno obowiązuje! My nie jesteśmy żadni skazani! Wydarliście nas bandyci z domów! My jesteśmy więźniami politycznymi, kurwa wasza mać!
     Tylu wulgarnych słów w tak krótkim czasie rzadko słyszałem i zazwyczaj raniły one moje uszy, tu jednak odczuwałem ogromna satysfakcję z tego, co „im" Stanisław - kolejarz i sczerniałej, pooranej bruzdami twarzy - wykrzyczał.
     Potem radiowęzeł więzienny przestawiono na wiadomości radiowe. I wtedy właśnie podano porażającą wszystkich informację o pacyfikacji kopalni „Wujek" i jej ofiarach. Zamarliśmy w osłupieniu na chwilę, a potem ktoś rozpoczął modlitwę: „Wieczne odpoczywanie racz im dać Panie..."

Czas strachu, łez i nadziei (cd.)

poniedziałek, 29 grudnia 2008 0:44

1 komentarz:

  1. Komentarze do wpisu
    Skocz do dodawania komentarzy

    dodano: 06 stycznia 2009 17:02

    Tomaszu, wpisałam sie w Twym drugim blogu, a tu zostawiam pozdrowienia - Krystyna.

    autor laura

    blog: krystynar2.bloog.pl
    dodano: 03 stycznia 2009 19:32

    Mile pozdrawiam, byłam też u "petrego"Laura.

    autor laura

    blog: krsystynar2.bloog.pl
    dodano: 02 stycznia 2009 18:45

    myślę cóż mogłabym ,życzyć takiej osobowości...myślę ,że siły i wytrwałości w zdrowiu..myślę że tego by ten 2009 rok z każdym nowo napotkanym człowiekiem wnosił w Twoje życie nadzieję:) większą i większą radości życia, niezachwianej wrażliwości....i ciepłych wieczorów u boku ukochanych ludzików :* pozdrowienia

    autor cierpka3

    blog: cierpka.bloog.pl
    dodano: 02 stycznia 2009 2:10

    Miły i wielkoduszny Tomku
    - Tobie i Twej Rodzinie , ten Rok niech rozwinie, przed Wami, wzorzysty dywan ze spełnionymi Waszymi pragnieniami, niech obdarzy srebrem i złotem , byście byli szczęśliwi - przed i potem , tego życzy Wam - Krystyna Laura.

    autor laura

    blog: krystynar2.bloog.pl
    dodano: 01 stycznia 2009 18:27

    Zastanawiales sie moze nad tym zeby wydac swoje wspomnienia jako pamietnik?.

    autor Hania
    dodano: 01 stycznia 2009 2:48

    Wszystkiego co kryje się pod słowem szczęście zyczymy na cały 2009 rok,jak zwykle dziękując za dobre słowo i wrażliwość,
    Aga z Kacpim

    autor aga

    blog: www.oddacglossercu.bloog.pl
    dodano: 31 grudnia 2008 0:21

    Tomku, dzięki za odpowiedź.
    Miałam ciężki dzień , ale jakoś się wykaraskałam, wpiszę coś w Salonie ... i sen sobie zafunduję . Miło wpisałeś się pod zdjęciem (tak wyglądam, tylko teraz mam krótszą grzywkę i fryzurę bardziej klasyczną ... ). Twoje zdjęcia też sympatyczne, chyba też się kiedyś wpisałam... ? Dobranoc - Krystyna.

    autor laura

    blog: krystynar.bloog.pl
    dodano: 29 grudnia 2008 20:29

    Dziękuję Lauro za cenne uwagi . Rzeczywiście, miałem pewne skrupuły w związku z cytowaniem tych wulgaryzmów i chciałem pierwotnie je wykropkować, ale wtedy obraz straciłby na swej autentyczności."Wdziewać buty"? tak , ludziom kojarzy si e zazwyczaj "wdziewanie" z innymi częściami garderoby. Ale tu widać wpływ mojej śp. cioci, która posługiwała się jeszcze przedwojenną polszczyzną. Nawiasem mówiąc, wśród jej pamiątek znalazłem nieznane listy Stanisława Wyspiańskiego i pamiętnik (rękopis) o nim ,pisany przez jego przyjaciela, Adama Chmiela . Powędrowało to do Biblioteki Uniwersyteckiej UMK w Toruniu. Pozdrawiam

    autor tpetry

    blog: Przedspiew
    dodano: 29 grudnia 2008 16:44

    Tomaszu, zacznę od tyłu... czasami trzeba zakląć, to ma swoją wymowę
    w szczególnych warunkach, zwłaszcza jeśli nie jest przerywnikiem w mowie. Podobno najwięcej przekleństw, jak i innych słów, znają poloniści, więc chyba nie tak bardzo gorszyłeś się , ale przyznaję , to kwestia osłuchania, wiele lat borykałam się z tym problemem w szkole i dziwiłam sieę, że nauczyciele nie reagują na takie odzywki, ale oni przywykli i nie podejmowali walki z wiatrakami. . . Za to , pięknie wyraziłeś się - "wdziewając buty...". Ludzie zapomnieli , że takie słowo istnieje, jakby w obawie , że jest staromodne, a mnie to słowo bardzo podoba się . Nie byłam w więzieniu i dobrze, bo chyba serce by mi
    pękło. . . Co do odgłosów fizjologicznych , to W. Cejrowski w jednym z ostatnich programów o więzieniu radził , jak to zrobić , by intymność nie była taka rażąca, należy wodę otworzyć w kranie, niezawodne. . . A tak na marginesie, ludzi poznajemy, obcując z nimi na co dzień . . . Modlitwa za Zmarłych często rozwiązuje istniejące, bieżące problemy. . .
    Z podziwem za to , przez co musiłeś, przejść - Krystyna Laura. Ps. U "Petrego"... też byłam.

    autor laura

    blog: krystynar2.bloog.pl

    OdpowiedzUsuń