Ufff!!! Warto było poszaleć.
60-lecie Szkoły Plastycznej, a właściwie Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych, ogólnie zwanego "Plastykiem". Zrobiono mnie - jak już wczesniej wspominałem - szefem Komitetu Organizacyjnego. W związku z tym również , zaniedbywałem odwiedziny na blogach. Ale już jest pio wszystkim, dzisiaj tylko rozliczamy koszty.
Pomijam opis uroczystości, nie będę też opisywał samego balu (każdy przeżył niejeden swój bal, zatem cóż go mogą obchodzić inne bale).Ot, podzielę się kilkoma refleksjami, jakie zrodziły się w trakcie tych obchodów.
Przede wszystkim - radość ze spotkania . Czesto było to pierwsze spotkanie po kiklkudziesięciu latach. Wprawdzie już przy pomocy" Naszej- klasy" zwoływaliśmy sie wcześniej, ale tylko na wirtualne spotkania. Kiedy stanęliśmy naprzeciw siebie twarza w twarz, niejeden oddech został wstrzymany, niejedna łza się zakręciła w oczach. Odżyły wspomnienia i tęsknota za tym minionym czasem, gdy byliśmy młodzi i ... niektórzy piękni.
Spotkanie w klasach - często kilka najbliższych roczników , bo z każdej klasy było po kilka osób. Wiekszość wychowawców i nauczycieli już spogląda na nas "z góry", więc ci, którzy jeszcze tkwią na tym ziemskim padole, dwoili sie i troili, by choć na chwile spotkać się z byłymi uczniami w pioszczególnych salach.
Złożenie kwiatów i modlitwa w opactwie ss.benedyktynek na krypcie i przed pomnikiem Sługi Bożej , prof Anny Jenke - naszej wychowawczyni i polonistki. Tu szczególna zaduma, a prowadził grupę ks. Franciszek, który swoje kapłaństwo zawdzięcza prof.Annie.
Msza św. jubileuszowa. Nie byłem na niej, gdyż mój dyrektor zarządził na tę sobote odrabianie lekcji za sobotę listopadową ,więc musiałem urwać się na dwugodzinne spotkanie z klasą maturalną .
Odsłonięcie "Ławeczki Kifera"- to uczniowie odwdzięczyli sie swojemu zmarłemu przed poprzednim jubileuszem dyrektorowi. Ile wzruszeń, ile wspólnych fotografii z siedzącym na Ławeczce brązowym Kiferem. Na chwilę zatrzymała się przed Ławeczką kawalkada ponad dwudziestu motocyklistów na swoich "stalowych rumakach" . Czy to przypadek, czy też ktoś specjalnie ich zamówił? Być może byli to goście Henia C. - ucznia i przyjaciela Kifera, gospodarza słynnej "Piranii".
Piękna uroczystość centralna w MOK. Po wszystkich oficjalnych "ble ble ble" oficjeli , w tym rodzimych posłów - naprawde piękny program artystyczny urozmaicony archiwalnymi filmami kręconymi przez zamarłego pare tygodni temu naszego wychowawcę (poświęciłem mu jeden z niedawnych wpisów). W niektórych z tych filmów występowałem również, w fabularyzowanych , komediowych scenkach.
I wreszcie sam bal, którego otwarcie przypadło w udziale mnie , jako szefowi Komitetu Organizacyjnego. Nie obeszło się bez przykrych niespodzianek, a to z powodu tych kolegów i koleżanek, którzy w ostatniej chwili zapragnęli w tym balu uczestniczyć. Dorośli ludzie, a zachowali się czesto ...("nieładnie" - to delikatne określenie). I tak , przygotowani na taką sytuację , w rezerwie mieliśmy jeszcze 20 "wejściówek "i tyleż samo porcji, jednakże okazało się , że wydano porcji znacznie wiecej, drugi raz tyle. Wdocznie restaurator dodatkowo się zabezpieczył.
A potem było już szaleństwo do białego rana - przy świetnej orkestrze grajacej utwory z różnych okresów naszej młodości, przy dobrym, aczkolwiek umiarkowanym napitku i w atmosferze naprawdę przyjacielskiej, gdzie zatarły się różnice pokoleń a łączyła nas nasza stara "buda" i ... wspomnienia.
60-lecie Szkoły Plastycznej, a właściwie Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych, ogólnie zwanego "Plastykiem". Zrobiono mnie - jak już wczesniej wspominałem - szefem Komitetu Organizacyjnego. W związku z tym również , zaniedbywałem odwiedziny na blogach. Ale już jest pio wszystkim, dzisiaj tylko rozliczamy koszty.
Pomijam opis uroczystości, nie będę też opisywał samego balu (każdy przeżył niejeden swój bal, zatem cóż go mogą obchodzić inne bale).Ot, podzielę się kilkoma refleksjami, jakie zrodziły się w trakcie tych obchodów.
Przede wszystkim - radość ze spotkania . Czesto było to pierwsze spotkanie po kiklkudziesięciu latach. Wprawdzie już przy pomocy" Naszej- klasy" zwoływaliśmy sie wcześniej, ale tylko na wirtualne spotkania. Kiedy stanęliśmy naprzeciw siebie twarza w twarz, niejeden oddech został wstrzymany, niejedna łza się zakręciła w oczach. Odżyły wspomnienia i tęsknota za tym minionym czasem, gdy byliśmy młodzi i ... niektórzy piękni.
Spotkanie w klasach - często kilka najbliższych roczników , bo z każdej klasy było po kilka osób. Wiekszość wychowawców i nauczycieli już spogląda na nas "z góry", więc ci, którzy jeszcze tkwią na tym ziemskim padole, dwoili sie i troili, by choć na chwile spotkać się z byłymi uczniami w pioszczególnych salach.
Złożenie kwiatów i modlitwa w opactwie ss.benedyktynek na krypcie i przed pomnikiem Sługi Bożej , prof Anny Jenke - naszej wychowawczyni i polonistki. Tu szczególna zaduma, a prowadził grupę ks. Franciszek, który swoje kapłaństwo zawdzięcza prof.Annie.
Msza św. jubileuszowa. Nie byłem na niej, gdyż mój dyrektor zarządził na tę sobote odrabianie lekcji za sobotę listopadową ,więc musiałem urwać się na dwugodzinne spotkanie z klasą maturalną .
Odsłonięcie "Ławeczki Kifera"- to uczniowie odwdzięczyli sie swojemu zmarłemu przed poprzednim jubileuszem dyrektorowi. Ile wzruszeń, ile wspólnych fotografii z siedzącym na Ławeczce brązowym Kiferem. Na chwilę zatrzymała się przed Ławeczką kawalkada ponad dwudziestu motocyklistów na swoich "stalowych rumakach" . Czy to przypadek, czy też ktoś specjalnie ich zamówił? Być może byli to goście Henia C. - ucznia i przyjaciela Kifera, gospodarza słynnej "Piranii".
Piękna uroczystość centralna w MOK. Po wszystkich oficjalnych "ble ble ble" oficjeli , w tym rodzimych posłów - naprawde piękny program artystyczny urozmaicony archiwalnymi filmami kręconymi przez zamarłego pare tygodni temu naszego wychowawcę (poświęciłem mu jeden z niedawnych wpisów). W niektórych z tych filmów występowałem również, w fabularyzowanych , komediowych scenkach.
I wreszcie sam bal, którego otwarcie przypadło w udziale mnie , jako szefowi Komitetu Organizacyjnego. Nie obeszło się bez przykrych niespodzianek, a to z powodu tych kolegów i koleżanek, którzy w ostatniej chwili zapragnęli w tym balu uczestniczyć. Dorośli ludzie, a zachowali się czesto ...("nieładnie" - to delikatne określenie). I tak , przygotowani na taką sytuację , w rezerwie mieliśmy jeszcze 20 "wejściówek "i tyleż samo porcji, jednakże okazało się , że wydano porcji znacznie wiecej, drugi raz tyle. Wdocznie restaurator dodatkowo się zabezpieczył.
A potem było już szaleństwo do białego rana - przy świetnej orkestrze grajacej utwory z różnych okresów naszej młodości, przy dobrym, aczkolwiek umiarkowanym napitku i w atmosferze naprawdę przyjacielskiej, gdzie zatarły się różnice pokoleń a łączyła nas nasza stara "buda" i ... wspomnienia.
Komentarze do wpisu
OdpowiedzUsuńSkocz do dodawania komentarzy
dodano: 25 października 2008 0:38
Dziękuję Lauro.Te spotkania mają służyć łączeniu zerwanych więzi.
Dostaję w "Naszej klasie" wiele podziękowań za ten Zjazd. I to jest cenne - ludzie poodnajdywali się po kilkudziesięciu latach, a i ja zyskałem nowych przyjaciół
autor tpetry
blog: przedspiew
dodano: 21 października 2008 0:29
Tomku, gratuluję spotkania. Uwielbiam takie kolezeńskie imprezy. Organizujemy co jakiś czas dla siebie. Jest fantastycznie. Przyjaźnie
z dawnych lat są budujące. Dużo radości i wspomnień. Trudno się rozstać...Ciągnie się to potem długo . . . Z okazji świąt będzie następne. Nie mogę doczekać się. Pewnie znowu gdzieś utknę
w kącie na zwierzenia i miło będzie, jak kolega z dawnych lat powie, nic się nie zmieniłaś . . . Nie mogę się doczekać... Dzięki za to przypomnienie... Laura Krystyna.