Mój bloog to nie tylko własne przeżycia, ale też wspomnienia, przemyślenia dotyczące bieżących spraw. Pragnę, odkrywając przed innymi to, co mnie boli, interesuje, frapuje, zachęcić innych do wymiany poglądów, tudzież doświadczeń w prezentowanych tematach. Mam już bagaż doświadczeń życiowych, a jako świeżo emerytowany nauczyciel między pięćdziesiątką a sześćdziesiątką, czuję sie jeszcze potrzebny. Jestem już dziadkiem, choć na takiego nie wyglądam. Zajmuję się pszczelarzeniem, malowaniem, teatrem, pisaniem oraz działką. Parałem się też pracą samorządową, ale obecnie wyborcy zaproponowali mi czteroletni wypoczynek, dlatego też mam czas dla wszystkich, którym moje towarzystwo będzie miłe.

28 grudnia, 2017

Sielanka miodowa - 22 maja 2014

Cz.I  Roje


foto z zasobów GOOGLE

   Roje pszczele tej wiosny były obfite. Razem z odkładami pozwoliły mi powiększyć moją pasiekę o 6 rodzin. Odkłady  to sztucznie dzielone przez pszczelarza silne rodziny w celu uniknięcia naturalnego podziału i rójki. Taka rójka zabiera ze sobą ok. 5 kg miodu i jeżeli pszczelarz jej nie złapie, to po krótkim pobycie na drzewie w okolicach pasieczyska, odlatuje co najmniej 5 km od pasieki ,osiedlając się w nowym, wybranym przez zwiadowczynie miejscu, tak jak te opisane przeze mnie pszczoły w klasztornym murze.
   Przygotowane miałem wszystkie "skrzydlate dziewczyny" do zbierania miodu z rzepaku, a nie do rojenia się. Byłem więc spokojny, że niczym mnie nie zaskoczą. A jednak zaskoczyły. Wystarczyło kilka dni zimna , podczas których pszczoły rzadko wylatywały na pożytek, by popadły w nastrój rojowy.
    Żona dzwoni do mnie z działki, bym natychmiast przyjeżdżał , bo wokół altanki pełno pszczół lata, a do magazynu wejść nie można. Wsiadłem na rower i  ciągu dziesięciu minut byłem na miejscu . Rzeczywiście, na rosnącej  przy altance wysokiej tui, w samym środku gęstwiny uwiązał się potężny rój. Zebrałem go z dużej drabiny  w ostatnim momencie, zanim gałęzie pod moim ciężarem zaczęły odchodzić z pnia. Ostrożnie , by nie runąć z drabiną i szmacianym    workiem pełnym pszczół  (ok. 5kg) na ziemię, zacząłem schodzić. Udało się. Miałem przygotowany ul z ramkami i węzą , wyjąłem jedynie z sąsiedniego ula  jedną ramkę z "niemowlętami" w stanie larwalnym i wsadziłem w sam środek , aby pszczoły zajęły się niańczeniem maleństw, a nie  myślały o ucieczce. Jest to stary pszczelarski sposób osadzania rojów  z wykorzystaniem ich instynktu macierzyńskiego.
   Wsypałem pszczoły na przyłożoną do wylotka szeroką płytę pilśniową i wraz  małżonką obserwowaliśmy wspaniały marsz  pszczelej, kilkudziesięciotysięcznej armii do wąskiego otworu w ulu. Fascynujący widok trwał jakiś czas, a  przekonany byłem, że to jakieś obce pszczoły zwabione zostały zapachem pasieki i miały zamiar wykorzystać jeden z pustych domków .


 foto z zasobów GOOGLE
  
W pozostałych ulach  trwała normalna intensywna praca i nic nie wskazywało na to, by któraś z moich rodzin wyroiła się, dlatego ogromne było moje zdziwienie nazajutrz, gdy podczas przeglądu osadzonego roju znalazłem królową -  matkę ze znanym mi czerwonym opalikiem na grzbiecie. Już wiedziałem, że to moja ubiegłoroczna  matka . Sprawdziłem w zeszycie numer i już wiedziałem , w którym ulu muszę dokonać przeglądu, by ewentualnie zapobiec następnym rójkom. Rzeczywiście, znalazłem kilkanaście mateczników, które ściąłem, a mleczko w nich zawarte wypiłem (bardzo, bardzo ostry, kwaśny smak). Zostawiłem tylko jeden, najbardziej dorodny, zasklepiony, z którego wykluje się nowa królowa.
       Dwa dni po tym zdarzeniu pojechaliśmy z żoną rano na działkę.  Poszedłem do znajomego działkowicza, aby pomóc mu odnaleźć królowe i poznaczyć je  w jego siedmiu ulach . Takie oznakowane opalikiem matki łatwiej i szybciej odnajduje się wśród tysięcy  bardzo ruchliwych pszczół ( na każdy rok przypada inny kolor opalika, stąd rozpoznajemy wiek matki. W tym roku obowiązuje kolor zielony).
  Właśnie przyklejałem drugiej królowej znaczek, gdy dostałem wiadomość  od żony, że u mnie roją się pszczoły.  Tym razem rój,  równie potężny jak wcześniejszy, uwiesił się na leszczynie, na końcu tej łączki, którą w poprzednim wpisie widać na zdjęciu. Gałąź przygięła się aż do samej trawy, ku niezapominajkom, więc nie musiałem używać drabiny. Rój był rozczłonkowany na trzy  zwisające brody. Nagle, na zewnątrz jednej z nich ujrzałem Jej Królewska Mość z czerwonym znaczkiem na grzbiecie, podążającą ku górze. Zanim schowała się wśród pszczół, zdążyłem odczytać jej numerek. Pokazałem ją  również obecnemu tu adeptowi sztuki pszczelarskie, który tym razem pomagał mi w usadowieniu rójki w ulu. Już  wiedziałem , z którego ula wyszła ta rójka. Szybki przegląd macierzaka, wybór największego matecznika , pobranie dwóch ramek z odkrytym czerwiem  i przełożenie ich do nowego lokum, gdzie wkrótce zacznie funkcjonować nowa  pszczela rodzinka - oto, czego nauczył się  w tym momencie mój początkujący pszczelarz.
   W następnym  wpisie będzie o miodobraniu i o innych pszczelich niespodziankach. Niestety, nie udało mi się zainstalować filmu, ale mam nadzieję, że jeszcze to w tym sezonie zrobię. Cdn.


Sielanka miodowa

czwartek, 22 maja 2014 0:34


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz