Mój bloog to nie tylko własne przeżycia, ale też wspomnienia, przemyślenia dotyczące bieżących spraw. Pragnę, odkrywając przed innymi to, co mnie boli, interesuje, frapuje, zachęcić innych do wymiany poglądów, tudzież doświadczeń w prezentowanych tematach. Mam już bagaż doświadczeń życiowych, a jako świeżo emerytowany nauczyciel między pięćdziesiątką a sześćdziesiątką, czuję sie jeszcze potrzebny. Jestem już dziadkiem, choć na takiego nie wyglądam. Zajmuję się pszczelarzeniem, malowaniem, teatrem, pisaniem oraz działką. Parałem się też pracą samorządową, ale obecnie wyborcy zaproponowali mi czteroletni wypoczynek, dlatego też mam czas dla wszystkich, którym moje towarzystwo będzie miłe.

27 grudnia, 2017

Czas strachu, łez i nadziei (cd.) IX - 21 stycznia 2009

IX.

"KOLĘDA"

   Chyba 8 stycznia pojawił się w naszej celi Adaś Szostkiewicz - działacz związkowy z Przemyśla, polonista tak jak ja, którego SB zgarnęła w pociągu. Okazał się być człowiekiem o rozległej wiedzy humanistycznej i orientalnej, szczególnie związanej z Tybetem. Jako jedyny spośród nas, doskonale władał językiem angielskim, co niebawem miało zostać przez nas wykorzystane. Miał szczególny dar opowiadania, przyjemny dla ucha, łagodny głos, elegancką dykcję, dzięki czemu potrafił skupić uwagę słuchaczy na tym, co mówił. A mówił niezwykle interesująco o rzeczach i sprawach, które dla wielu były dotąd nieznane. Prędko też zyskał sobie sympatię i autorytet w celi. Sam też bardzo łatwo przystosował się do istniejących warunków.
      10 stycznia 1982 roku stał się dniem szczególnym w naszym obozowym życiu. Niedziela, słoneczny ranek, z lekkim mrozem. Właśnie wróciliśmy ze spacerownika, gdy koło budynków administracji zrobił się ruch. Kilku klawiszy wbiegło do naszego pawilonu, czyniąc spore zamieszanie. Kazali oporządzić cele. Będzie wizyta biskupa. Jeszcze nie wiedzieliśmy, który z księży biskupów nas odwiedził. Może sam ks.bp Ignacy Tokarczuk?
      Dowiedzieliśmy się, że w naszej celi odbędzie się spotkanie. Mamy też przygotować świetlicę do Mszy świętej. Świetlica znajdowała się na końcu naszego korytarza i była wielkości naszej celi. Służyła do tej pory jako sala telewizyjna. Ustawiliśmy prędko dwa stoły jako ołtarz, przykryliśmy je białym prześcieradłem. Tutaj szczególną inicjatywę wykazywali Waldek Mikołowicz i Rysiek Buksa - niezłomni koledzy, którzy „kierowali" życiem religijnym w naszym pawilonie. Ktoś z grupy krośnieńskiej rozpiął na ścianie, za tym prowizorycznym ołtarzem, połówkę prześcieradła z namalowanym flamastrami wizerunkiem Madonny Częstochowskiej. Świetlica w tym momencie stała się kaplicą. Niewiele potrzeba było, aby dało się odczuć sacrum.
     W niespełna pół godziny od pierwszej wiadomości, przed bramę spacerownika zajechała czarna limuzyna, z której wysiadł, znany mi z kilku wcześniejszych spotkań, sufragan przemyski, ks.bp Tadeusz Błaszkiewicz, w otoczeniu nieznanych mi dwóch kapłanów. Jednakże koledzy z Przemyśla szybko rozpoznali w nich księży: Stanisława Czenczka i Józefa Gałuszkę. Wylegliśmy na korytarz, by przywitać przybyłych gości. Czuliśmy już teraz ogromną radość, ale najważniejsze miało dopiero nas spotkać.
      Kapłani z ks. biskupem weszli na chwilę do naszej celi, pozostawili płaszcze i udali się do świetlicy oraz do dwóch wolnych cel, gdzie ustawiono po dwa krzesła pełniące funkcję konfesjonałów. Przed Eucharystią należało się wyspowiadać, a chętnych było bardzo dużo. Niektórzy odbyli w tym dniu spowiedź z całego życia, często pierwszą od kilkunastu lat. W kilku przypadkach musieliśmy na prędce pomagać kolegom w przypomnieniu sobie reguł i modlitw towarzyszących rachunkowi sumienia.
    W czasie, gdy jedni koledzy jeszcze spowiadali się, inni już pisali listy do najbliższych, które miały być przemycone na zewnątrz, bez obowiązującej wówczas pieczątki:„OCENZUROWANO".
    Msza św. była dla nas niezwykłym, wzruszającym przeżyciem. Wielu z nas miało łzy w oczach, szczególnie ci, którzy mogli pierwszy raz od wielu lat przystąpić do Eucharystii. Czuliśmy się tak, jakby naprawdę odwiedził nas sam Chrystus. To była nasza pierwsza od kilku tygodni Msza święta. Pełna pociechy homilia ks. Bpa Tadeusza Błaszkiewicza - żołnierza kampanii wrześniowej '39 roku, podniosła nas na duchu. W trakcie przesłania „Przekażcie sobie znak pokoju", podali sobie ręce internowani i pilnujący nas klawisze.
     Po Eucharystii nasi goście obeszli wszystkie cele, a na koniec zawitali do naszej. Długo jeszcze rozmawialiśmy z ks. biskupem Tadeuszem, który nie skorzystał z podanego mu taboretu, tylko przysiadł na pryczy. Dokładnie wypytywał o warunki bytowe, o nastroje wśród nas, pocieszał, przekazał też najświeższe informacje - dla nas bardzo ważne i podnoszące na duchu. Wspólnie z ks. Czenczkiem zorganizowaliśmy przy tej okazji przemyt listów, które znalazły swe bezpieczne „schronienie" w BREWIARZU ks. biskupa.
    Wreszcie nastąpiło coś, czego nie spodziewaliśmy się. Kiedy nasi goście wyszli i odjechali swoim samochodem, przed bramę spacerownika zajechały następne, bagażowe, z paczkami dla nas, przygotowanymi przez poszczególne przemyskie parafie.
      Paczki zostały sprawiedliwie rozdzielone pomiędzy internowanych. Produkty żywnościowe, którymi dzielili się z nami wierni przemyskiego Kościoła, trafiły do wspólnej „kuchni" w każdej celi. Sporadycznie tylko niektórzy starsi koledzy zatrzymywali dla siebie jakiś unikatowy produkt. Tak właśnie jeden z moich współlokatorów, starszy wiekiem rolnik, „zaszył się" za szafą i zaczął szybko zajadać miód prosto ze słoika, nie chcąc podzielić się z innymi.
    Wielu wzruszeń dostarczyły nam dołączone do paczek listy, szczególnie te od starszych osób, pisane nieporadnie drżącą ręką oraz te od dzieci - pełne życzliwości, otuchy i życzeń, abyśmy jak najprędzej odzyskali wolność. Doprawdy, popłakaliśmy się, gdy natknęliśmy się na taką małą paczuszkę, zawierającą tylko kilogram cukru (wówczas na kartki) i pól kostki margaryny. Do tej paczuszki dołączony był właśnie taki ciepły list napisany koślawymi literami przez jakąś staruszkę. Boże! Jakiego wyrzeczenia musiała dokonać ta starowinka z miłości dla nieznanych sobie bliźnich; jak tu właśnie urzeczywistniała się ewangeliczna wdowa ,wrzucająca jeden grosz do świątynnej skarbony.

Czas strachu, łez i nadziei (cd.)

środa, 21 stycznia 2009 2:01

1 komentarz:

  1. Komentarze do wpisu
    Skocz do dodawania komentarzy

    dodano: 09 lutego 2015 14:27

    Ciekawa strona!

    autor Bernadeta

    blog: http://tinyurl.com/ngc3xxx
    dodano: 01 lutego 2009 0:33

    Krystyno, dziekuję. Jeszcze przed snem odwiedzę Cię bezszelestnie. Miłej niedzieli życzę

    autor tpetry

    blog: Przedspiew
    dodano: 27 stycznia 2009 21:25

    Zdrowia, zdrowia nade wszystko i pogody ducha też. Pozdrawiam miło - Krystyna

    autor laura

    blog: krystynar2.bloog
    dodano: 27 stycznia 2009 1:38

    Byłam na Twoim pierwszym blogu, zresztą nie wiem , może ten był pierwszy? Pytanie retoryczne...
    Tomku i P.Krystyno! Jak najszybciej musicie wyzdrowieć , czego Wam z głębi serca życzę . Niech te słonka rozjaśnią Wasze oblicza - Krystyna Laura.

    autor laura

    blog: krystynar.bloog.pl
    dodano: 23 stycznia 2009 13:02

    Dzięki. Pozdrawiam Was w ciągu dnia i życzę pogody ducha na wiele godzin. Krystyna Laura.

    autor laura

    blog: krystynar.bloog.pl
    dodano: 22 stycznia 2009 22:53

    Zawsze do usług Krystyno, w kontaktach z Birutą. Ten chciwiec od miodu już nie żyje i dlatego nie wymieniałem go z imienia.Adam Szostkiewicz teraz jest publicystą POLITYKI, kiedyś TYGODNIKA POWSZECHNEGO, często pojawiał się w TVP.

    autor Tomasz

    blog: Przedspiew
    dodano: 22 stycznia 2009 22:47

    Tomaszu. Takie dary są bliskie sercu. Należysz do osób, które tak czują . Nie każdy może poszczycić się tak bogatym odbiorem .Tyle róznych szczegółów w tym zapisie. Też interesuję się filozofią orientu. Dużo w niej nieprawdopodobieństw... Takie spotkania są niezwykle cenne
    w sytuacjach zagrożenia. Taki chciwiec, jak ten od miodu , okazał się miernotą. . A listy? One są i będą - nadzieją. Przed chwilą wpisywałam się na Twym drugim bloogu , ale sprawdzałam , wpis nie pojawił się , jeśli nie, wpiszę się jeszcz raz. A co do Biruty, to dzięki, domyślam się , że są problemy, dobrze , że
    z mamą nie jest źle. Wpisała się u mnie , podpisując blogiem , ale narazie to fikcja, a bardzo bym chciała, by taki miała , bo nie chcę nadużywać Twej dobroci ,dzięki za powiadomienie... Dobranoc. Laura.

    autor laura

    blog: krystynar.bloog.pl

    OdpowiedzUsuń