Ile radosci w pasiece......
Wybaczcie , że nie było mnie dłuższy czas, ale są sytuacje, które zmuszają człowieka do wyznaczenia sobie priorytetów w postępowaniu. Zapewne każdy coś takiego przeżywał. Zatem dla mnie inne sprawy stały sie ważniejsze, niż prowadzenie bloga. Rrównież musiałem ograniczyć komentarze w zaprzyjaźnionych blogach, choć każdego dnia czytałem i w przerwach, dla odpoczynku zaglądałem tu i tam, zdobywajac się na króciutkie słowo. No, z małymi wyjatkami: u pewnych bardzo ważnych osób (młodych bardzo) musiałem pomóc w rozwiązaniu ich kosmicznych problemów i musiałem z powodu wagi sprawy odpowiadać natychmiast > Więc biję się w piersi przed zacna młodzieżą mi rówieśną i trochę młodszą, i przepraszam, ale ten stan jeszcze trochę potrwa > na najbliższy okres nie obiecuję poprawy. Ale o wiośnie i moich kochankach napisać muszę!
Moja Maja nie spała całą zimę, ciężko pracując nad utrzymaniem odpowiedniej temperatury w ulu i pielęgnując już najmłodsze, marcowe pokolenie, które właśnie teraz przeobraża się w zasklepionych komórkach w młode pszczółki, skoro tylko tylko zgrzało słoneczko, nie bacząc na padłe w ciągu srogiej zimy swe przyjaciółki, wyruszyła szukać pokarmu dla kolejnych niemowląt, które w niedalekiej przyszłości, kiedy jej samej już nie będzie, przejmą cały trud utrzymania rodziny pszczelej w dobrej kondycji, zapylania kwiatów i zebrania miodu dla całego roju i dla pszczelarza.
Kiedy w piątek w południe zawitałem do pasieki, już z daleka powitał mnie radosny śpiew moich wdzięcznych skrzydlatych przyjaciółek - kochanek, które, skrzetnie uwijając się wśród kwitnących białych przebiśniegów i kolorowych krokusów oraz na zaczynajacej pylić leszczynie, znosiły do uli pyłek i swieży nektar, a także wodę z topniejącego śniegu. Radość udzieliła się i mnie, tym bardziej, że ze wszystkich uli dobiegał ten sam radosny śpiew i wszędzie widać było tę samą , intensywną prace. Czasem któraś Maja przysiadła na mojej bluzie , odpoczęła na chwilę i wleciała do swojego ula, by obwieścić swym siostrom, że pszczelarz jest już z nimi.
A ja, przeglądając kolejno każdą rodzinkę pod kątem osypu (pszczoły, które w ciągu zimy umarły z wyczerpania i z zimna), składałem hołd tym, które poświęciły się bezgranicznie dla swych towarzyszek. Sprawdziłem stan zapasów na wiosenny rozwój i wykonałem to, co musiałyby one same robić - oczyściłem im dolne części uli (dennice) , podałem do środka wodę , by nie musiały daleko lecieć , dodatkowo ociepliłem, by nie musiały tak eksploatować swoich sił na wytworzenie temperatury do wychowu młodych pszczół. Wiem, że pomagając im teraz, otrzymam od nich wdzięczną, słodką zapłatę latem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz