XXXII.
WIELKI POST
Słońce już mocniej przygrzewało. Zawsze o 12.00 w południe , w pogodny dzień rysowałem na ścianie przy futrynie okna linię cienia rzucanego przez kratę. Miałem więc doskonały przegląd ruchu słońca po niebie. Korzystaliśmy również z przymusowej „laby", wylegając po śniadaniu a spacerownik, który przestał pełnić swoją pierwotna funkcję, zamieniając się w trawiastą plażę bez wody.
Wylegiwaliśmy się więc na kocach, na taboretach. To wtedy właśnie , kładąc się na wznak na dwóch taboretach , przeraziłem się, widząc dziwne wybrzuszenie pod klatką piersiową. Znikało ono za każdym razem, gdy wracałem do normalnej postawy.
- To przepuklina , bracie - zawyrokował Romek Cichulski, nasz kardiolog, marzący stale o wyjeździe do Kanady. - Teraz możesz z tym żyć , ale trzeba będzie poddać się operacji.
Rozpoczął się okres Wielkiego Postu - dla nas również zmiany w trybie naszego codziennego życia. W każdy piątek odprawialiśmy Drogę Krzyżową w naszej świetlicy. Ktoś grupy krośnieńskiej zrobił na kartkach papieru maszynowego wymowne , symboliczne Stacje, najprostszą kreską flamastra, które rozwieszone zostały w świetlicy. Rozważania prowadził pokaźnego wzrostu, młody człowiek, syn wysokiej rangi działacza partyjnego z Katowic, sam mający za sobą funkcję lektora KW PZPR. Teraz , z charakterystyczną dla neofitów gorliwością, modlił się , dając świadectwo swojej wiary.
W niedzielę, po obiedzie szliśmy do wspomnianej już wcześniej celi z „michałkami" i innymi grami, na nabożeństwo „Gorzkich żali". Tutaj Rysio i nasz „kameduła" Waldek wiedli prym, prowadząc rozważania i śpiew. Tak , jak przy „Apelu Jasnogórskim", również i tu przychodziło stopniowo co raz więcej osób.
I musiało zdarzyć się coś , co atmosferę przeżywania Wielkiego Postu wyraźnie nam zakłóciło. Na piętrze koledzy z Krosna i ze Śląska powiesili na ścianie korytarza GAZETKĘ „SOLIDARNOŚCI", wykonaną na dużej płycie styropianowej. Były tam satyryczne, antyreżymowe rysunki z tytułem „WRONA", wierszyki, piosenki, komunikaty z radiowego nasłuchu. Klawisze udawali, że tego nie widzą. Zamieszanie wywołał esbek Łopuszyński lub Łopuszański przesłuchujący grupę krośnieńską. Zażądał on, aby „ Gazetkę" usunąć. Zrobił małą awanturę klawiszowi, a ponieważ rzecz działa się na korytarzu, w obecności internowanych, momentalnie wokół esbeków i klawisza zebrała się spora grupa naszych kolegów. Otoczyliśmy ich kołem, oddzielając od „Gazetki" i , jak jeden mąż, zaintonowaliśmy na melodie „Strzelców" naszą pieśń: „ Nie chcemy komuny, nie chcemy i już//nie chcemy ni sierpa ni młota.
Za Katyń , za Grodno, za Wilno i Lwów// zapłaci czerwona hołota!".
Musieliśmy naprawdę groźnie wyglądać, bowiem esbecy natychmiast wycofali się i wyjechali. Odwiedzając po drodze komendanta, klawisz zaś - jak wywnioskowaliśmy z jego miny - był po naszej stronie. „Gazetka" pozostała nienaruszona, więcej nie było już żadnych interwencji. Zniszczona została dopiero podczas pacyfikacji po naszym kwietniowym buncie, w wyniku którego rozwieziono nas do obozów w Załężu i w Nowym Łupkowie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz