Mój bloog to nie tylko własne przeżycia, ale też wspomnienia, przemyślenia dotyczące bieżących spraw. Pragnę, odkrywając przed innymi to, co mnie boli, interesuje, frapuje, zachęcić innych do wymiany poglądów, tudzież doświadczeń w prezentowanych tematach. Mam już bagaż doświadczeń życiowych, a jako świeżo emerytowany nauczyciel między pięćdziesiątką a sześćdziesiątką, czuję sie jeszcze potrzebny. Jestem już dziadkiem, choć na takiego nie wyglądam. Zajmuję się pszczelarzeniem, malowaniem, teatrem, pisaniem oraz działką. Parałem się też pracą samorządową, ale obecnie wyborcy zaproponowali mi czteroletni wypoczynek, dlatego też mam czas dla wszystkich, którym moje towarzystwo będzie miłe.

26 grudnia, 2017

Czas strachu, łez i nadziei (cd.) VIII - 15 stycznia 2009

VIII.
STASZEK

          Nie pamiętam już, po ilu tygodniach odstąpiono od stosowania wobec nas "Regulaminu dla aresztowanych". Zażądaliśmy rozmowy z komendantem. Zapomnieliśmy, w jakiej znajdujemy się sytuacji, że to już nie te niedawne czasy, gdy władza musiała na nasze żądanie pojawiać się i podejmować rozmowy. Teraz władza miała inny stosunek do naszych żądań. Tak wiec, szybko zrozumieliśmy, że komendant nie przyjdzie. Major „Łóżeczko"(tak go ochrzciliśmy ze względu na jego zamiłowanie do równiutko zaścielonych łóżek) oświecił nas, że nie jest w zwyczaju komendanta spotykać się i rozmawiać z więźniami.
   - Ależ my nie jesteśmy więźniami! - zaprotestowaliśmy. - Nie mamy wyroków! Jesteśmy w bandycki sposób zabrani z domów i przetrzymywani tu bezprawnie!
    - To zależy tylko od woli pana komendanta. - odrzekł major i wyszedł.
     A jednak ktoś go w końcu przekonał. Po paru dniach komendant pojawił się w naszym pawilonie, w otoczeniu kilku oficerów. Potężnie zbudowany, otyły chłop w randze pułkownika, sprawiał wrażenie człowieka nieprzystępnego.
      Spotkanie odbyło się w naszej celi, na stojąco. Gdy zaczęliśmy - na pytanie: „O co chodzi?"- wyłuszczać nasze postulaty, oświadczył, że zwracać się możemy tylko indywidualnie, we własnej sprawie, na piśmie, drogą służbową. Sprawy ogólne reprezentować może tylko jeden, wyznaczony przez nas internowany.
      - I, żebyście panowie zapamiętali, że tu nie ma miejsca na żadne żądania. Czas żądań zakończył się 13 grudnia.
       Powiedział to tak kategorycznym tonem, że nie mieliśmy żadnych wątpliwości, jaki jest jego stosunek do nas. Powiedział jeszcze na zakończenie, że wobec osób łamiących regulamin, stosowane będą takie a takie restrykcje.
       Wyznaczyliśmy więc Stasia Płatka, a właściwie to on sam się wyznaczył i w sposób bardzo emocjonalny przedstawił nasze bolączki oraz wszystkie postulaty, po których wysłuchaniu, komendant, wraz ze swoją świtą, opuścił pawilon.
       Po tej wizycie przestano żądać wystawiania taboretów z odzieżą na korytarz, cele zostały otwarte i można było przemieszczać się. Wcześniej czynił to tylko sporadycznie Henio Cząstka, na mocy swoich układów ze sprzyjającymi nam niektórymi klawiszami, przynosząc różne informacje od kolegów z innych cel. Teraz musieliśmy przestrzegać zasady, by wieczorem, podczas sprawdzania obecności zgadzała się liczba osób w celi. Mogliśmy również sami świecić i gasić światło o dowolnej porze, a klawisze coraz rzadziej interweniowali. Odbywaliśmy więc i przyjmowaliśmy „wizyty", graliśmy między sobą w karty, szachy, warcaby, ale najważniejsze było to, że mogliśmy organizować swoje życie obozowe. Zacieśniły się też nasze kontakty z kolegami z Krosna i Sanoka.
     To złagodzenie rygoru więziennego częściowo poprawiło nasze samopoczucie, jednakże noce nadal były ciężkie, bezsenne. To wtedy właśnie objawiały się ze szczególną mocą, skumulowane wszystkie tęsknoty, niepokoje, żale, które za dnia przygłuszane były przez „życie towarzyskie".
     Pewnej nocy długo nie mogłem zasnąć. Świecił księżyc w pełni. Przewracałem się z boku na bok, odganiając tłoczące się w głowie myśli. Była godzina 23.45, odgwizdana" żałośnie przez parowóz ciągnący skład pociągu- nie wiem - osobowego czy towarowego, który regularnie o tej porze mijał okoliczną stację i, nabierając szybkości - co wyraźnie było słychać poprzez odgłosy wydawane przez komin - przewijał się pomiędzy wzgórzami. Wsłuchiwałem się, jak zwykle, w ten dobiegający stukot kół i fuczenie lokomotywy, aż wszystko gdzieś, za kolejnym wzgórzem zanikło. Rozwiały się jednocześnie moje marzenia o wolności, które ten odgłos pociągu notorycznie wywoływał.
      Przewróciłem się po raz kolejny na wznak. Zacząłem po cichu odmawiać Różaniec. W pewnym momencie zauważyłem, że Staszek Baran, kolejarz z Przemyśla, również nie mogąc zasnąć, siedzi na swym łóżku i zapala papierosa. Skończyłem swoja modlitwę na jednym dziesiątku Różańca.
      - Nie możesz spać? Pewnie pełnia na ciebie działa - odezwałem się półgłosem.
      - Wiesz, takie różne myśli mi łażą po głowie. Widziałem, że też się przewracasz. Jak sądzisz? Jak to długo może potrwać?
      Nasza rozmowa trwała prawie do świtu. Miałem okazję poznać Staszka z tej drugiej strony. Zawsze drażniła mnie jego obcesowość, częste „kurwowanie", do którego nie byłem przyzwyczajony i które w pewnym stopniu dawało mu na de mną dominację w dotychczasowych naszych, nienajlepszych relacjach. Odnosiłem wrażenie, że między nami istnieje jakiś dystans i raczej nie starałem się go likwidować. Unikałem tylko spięć ze Staszkiem, by nie narazić się na jakąś wiązankę słowną. Teraz jednak rozmawialiśmy sobie przyjaźnie i widziałem go zupełnie innego - człowieka o wrażliwej osobowości, który z wiadomych sobie względów przybrał maskę twardziela.
     -Wiesz, co? -odezwał się na koniec, gdy postanowiliśmy resztki nocy wykorzystać na sen. - Uratowałeś mi życie. Właśnie, gdy się do mnie odezwałeś, miałem zamiar pchnąć się nożem. Ale wcześniej chciałem zapalić ostatniego w życiu papierosa.

Czas strachu, łez i nadziei (cd.)

czwartek, 15 stycznia 2009 0:30

1 komentarz:

  1. Komentarze do wpisu
    Skocz do dodawania komentarzy

    dodano: 16 stycznia 2009 15:23

    Dziękuję Krystyno! Za odwiedziny i cenne uwagi. Co do tego pana, o którym piszesz w moim drugim blogu, to już nie zamieści nic.Też jestem tolerancyjny wobec różnych ludzkich przypadłości, ale ta należy do raczej intymnych i nie powinno się nią afiszować. Gdyby po jakimś czasie znajomości wyjawił, że jest człowiekiem o odmiennych skłonnościach,z pewnością starałbym się zrozumieć go, coś bym doradził. Ale takie otwarte deklarowanie przynależności do grupy preferującej zachowania gejowskie? To jest dla mnie nie do przyjęcia. Nie wchodzę więc na stronę tego gościa, choćby była najładniejsza. Pozdrawiam

    autor tpetry

    blog: Przedspiew
    dodano: 15 stycznia 2009 22:19

    Bardzo literacki opis. Posługujesz się obrazem. To jest tak, jabyś w mowie posługiwał się paletą . Twoje slowa są wymiarowe i barwne. Jest też mocne uderzenie, punkt kulminacyjny emanujący napięciem . Ktoś chciał popełnić samobójstwo w niebagatelny sposób. Ty , ratujesz rozmową , której nie planowałeś. Często zapominamy o potrzebach innych, rozpatrując własne rany. Ktoś z boku czeka , by się odezwać , przytulić , pogłaskać. Bywa, że odwracamy się od innych, bo w naszym mniemaniu zranili nas słowem lub czynem . Ten przykład pokazuje, że w każdym z nas są pokłady człowieczeństwa. Czyż nie? Dużo w tym tekście ciekawostek stylistycznych - wyrazy dźwiękonaśladowcze, obrazowość. epitety, znaki zapytania i refleksja.
    Pozdrawiam ,życząc miłych snów Tobie
    i Birucie. PS. Tomku, szkoda, że nie możesz odsłuchać wszystkich nagrań, bo niektóre są dobre, to wina Twojej przeglądarki. Zainstaluj sobie drugą . Jak mi jedna nie działa, włączam drugą , jest to Safari, polecam, u mnie sprawdza się .

    autor laura

    blog: krystynar2.bloog.pl

    OdpowiedzUsuń